W poszukiwaniu miejsc z duszą – Warszawski Prudential

W poszukiwaniu miejsc z duszą – Warszawski Prudential

Niedawno miałam okazję spełnić jedno ze swoich marzeń, architektonicznych marzeń, czyli zapoznać się bliżej z budynkiem Hotelu Warszawa w Warszawie, dawniej zwanego po prostu Prudentialem. Pierwszy raz o tym budynku usłyszałam na wykładach z historii architektury. Najpierw zachwyciła mnie jego zgrabna, smukła bryła z detalami art déco, tak bardzo przypominająca słynne drapacze chmur Nowego Jorku, tylko pomniejszone jakieś sześć razy. Później zafascynowała mnie jego bogata a zarazem smutna historia. Na szczęście z happy endem, choć już po ukończeniu moich studiów.  W każdym razie od tamtego czasu marzyłam, aby zobaczyć go na żywo, zwiedzić. Od tamtej pory widziałam go kilkukrotnie, ale ostatnio miałam okazję zwiedzić go wewnątrz, i to dokładnie, bo podczas 4-dniowego pobytu w hotelu. Wciąż jeszcze jestem pełna emocji po tym wydarzeniu, dlatego postanowiłam poświęcić tej przygodzie cały wpis. Zapraszam!

Jak już wspomniałam pierwszy raz o Prudentialu, bo chyba ta nazwa się bardziej przyjęła w środowisku architektonicznym, usłyszałam na wykładach z historii sztuki. Jak wiele wtedy słynnych budynków, tak i ten trafił wtedy na moją listę „must see”. Były – są na niej takie obiekty jak Empire State Building (zaliczone!) czy egipskie Piramidy (również!) ale także bardziej dostępne lokacje, jak modernistyczna zabudowa przedwojenna Gdyni (zaliczone!) czy właśnie Prudential.

Prudential, a właściwie Prudential House, czyli pierwotnie siedziba miejscowej spółki brytyjskiego Towarzystwa Ubezpieczeń „Prudential” to warszawski wieżowiec, który przed wojną był najwyższym budynkiem w Polsce i mierzył 66 metrów. Zdetronizował go dopiero Pałac Kultury i Nauki w 1955 roku. Był pierwszym prawdziwym, nowoczesnym drapaczem chmur w Polsce. Na dodatek otrzymał bardzo nowoczesny, jak na ówczesne czasy wygląd, bowiem jego elewacja była niezwykle prosta, pozbawiona właściwie wszelkich ozdób. Jedynymi ozdobami były delikatne pilastry oraz cofnięcie w głąb trzech ostatnich kondygnacji, nadające mu ten charakterystyczny smukły wygląd, przypominający nowojorskie wieżowce. Swoją droga, również one zwężały się ku górze, a miało to nie tylko znaczenie estetyczne, ale przede wszystkim było funkcjonalne, ponieważ dzięki temu spełniały ówczesne regulacje w NYC co do zacieniania.

Prosta, ale bardzo elegancka bryła nie pozbawiona była jednak luksusowych detali. Drzwi wejściowe wykonane były z patynowanej miedzi, pozostała stolarka-okienno drzwiowa z jesionu. Nad wejściami bocznymi znajdowały się eleganckie rzeźby. Również wnętrza zostały wykończone luksusowo, o czym świadczą archiwalne zdjęcia, które można znaleźć w Internecie. Budynek ten mieścił nie tylko siedzibę Prudentialu, dolna, biurowa część wieżowca była zajmowana również przez inne firmy. Powyżej znajdowały się mieszkania służbowe, pomieszczenia gospodarcze, a górne kondygnacje stanowiły luksusowe apartamenty, o powierzchni do 240 metrów kwadratowych. Miały one nieraz nie tylko po kilka łazienek, ale także własne służbówki i windy.

Prudential był symbolem przedwojennej, nowoczesnej Warszawy.

Jest jeszcze jedna ciekawostka w związku z Prudentialem. Otóż, w 1937 na jego dachu umieszczono antenę telewizyjną, skąd miano nadawać transmisje. Do wybuchu wojny udało się jednak wyemitować tylko jedno próbne nagranie z udziałem Mieczysława Fogga, jednego z najsłynniejszych przedwojennych polskich piosenkarzy.

Najważniejsza jednak w architekturze tego budynku jest jego stalowa konstrukcja, zaprojektowana przez Stefana Bryłę, bowiem to ona, jako jedyna, przetrwała wojnę oraz późniejsze czasy. W czasie wojny budynek dwukrotnie został poważnie uszkodzony – najpierw we wrześniu 1939 roku wybuchły w nim pożary podczas obrony Warszawy, a później został trafiony przez niemiecki moździerz podczas powstawania warszawskiego, co zostało uwiecznione na jednym z najsłynniejszych zdjęć z powstania. Do czasów odbudowy budynku, zdjęcia ruiny na ocalałej konstrukcji były wykorzystywane do antywojennych plakatów. 

Po wojnie budynek, jak większość w Polsce, został odebrany właścicielom i upaństwowiony. To wtedy postanowiono go odbudować w nowej, socrealistycznej szacie (co ciekawe, zaprojektowanej przez tego samego architekta, który projektował go pierwotnie – Marcina Weinfelda), zgodnej z obowiązującą propagandą lat 50.  Utworzono w nim pierwszy Hotel Warszawa, który w tej formie funkcjonował do 2002 roku. W tej właśnie formie go poznałam, z zewnątrz, podczas moich pierwszych samodzielnych wypadów do Warszawy. Pamiętam, że jeszcze jak byłam na studiach, debatowano, czy budynek powinien odzyskać pierwotny wygląd, czy pozostać tak, jak jest.

Okazało się, że wygrała opcja pierwsza, moim zdaniem słusznie. Choć znajdą się osoby, które będą broniły jego powojennej wersji, ponieważ i ona świadczy o jakiejś historii. Przecież np. kościołów przebudowanych w baroku nie niszczymy, przywracając je do wyglądu z czasów gotyckich. Rozumiem ten punkt widzenia, jednak nie do końca się z nim w tym przypadku zgadzam. To nie jest wszakże ten sam przedział czasowy, a styl socrealistyczny jednak nie kojarzy nam się dobrze, a raczej bardzo źle, z czasami ciężkiego reżimu, narzuconego nam odgórnie. W tym więc przypadku uważam przywrócenie budynku (z zewnątrz) do jego pierwotnej wersji za słuszną.

Budynek został sprzedany a następnie poddany generalnemu remontowi. Nie zmieniono jedynie jego konstrukcji stalowej. Reszta – wnętrza z lat 50. oraz elewacje – została całkowicie odmieniona.

Kiedy pierwszy raz zobaczyłam go w nowej szacie, oniemiałam. To nie był ten sam budynek! Moją uwagę zwróciła przede wszystkim niezwykła dbałość o detale. Kiedyś, szaro-bury moloch z paskudnymi zdobieniami, teraz elegancka, architektoniczna perełeczka wykończona prostymi płytami z piaskowca, z dyskretnymi detalami nawiązującymi do okresu sprzed lat (elementy z patynowanej miedzi, charakterystyczna czcionka w nazwie). Poprzez rozebranie z socrealistycznych dobudówek, wieżowiec odzyskał lekkość. Marzyłam, żeby zobaczyć go w środku.

Mój mąż dobrze mnie zna i na rocznicę ślubu, zarezerwował nam tam krótki pobyt. No, wysoko sobie chłopak postawił poprzeczkę, w końcu to była dopiero pierwsza rocznica. Byłam wniebowzięta, przekraczając próg hotelu. I bardzo zaskoczona, bowiem wnętrze niczym nie przypomina zewnętrza. Jest na wskroś nowoczesne. A nie widząc wcześniej żadnych zdjęć w Internecie, spodziewałam się chyba wnętrz bardziej historyzujących. Po namyśle jednak stwierdziłam, że tak jest lepiej. Zewnętrze – owszem – odnowiono z poszanowaniem pierwotnego projektu, tak tez obiekt lepiej wpisuje się w tkankę miejską. W środku nie miało to jednak sensu i byłoby raczej jakąś marną kopią. Te wnętrza są zupełnie nowym tworem, nowym projektem. Od razu dają wrażenie przebywania w miejscu luksusowym, a to za sprawą oszczędności w formie, a bogactwie w materiałach.

Ten obiekt wprost epatuje szlachetnymi materiałami – dominuje tu naturalny kamień oraz miedź, ale jest również naturalne drewno, szkło i stal. Miejscami odkryta jest również oryginalna, stalowa konstrukcja. Wszystko to jest subtelnym nawiązaniem do obiektu sprzed lat, ale w nowoczesnej formie.

Wnętrza hotelu bardzo mi się podobają, jest luksusowo (najbardziej luksusowe miejsca, w jakim byłam!), ale w taki wyważony, dyskretny sposób. Jest też przestronnie, wygodnie i bardzo nowocześnie. Jeszcze tylko dodam, że śniadania są wprost wspaniałe, nigdy nie jadłam lepszych – jest mniejszy wybór niż zazwyczaj w hotelach, ale za to składanki są najwyższej jakości. Tak samo nie mogę narzekać na strefę SPA, naprawdę można się w niej zrelaksować. A jeśli ktoś woli prywatność, prawie tak samo może zrelaksować się w zaciszu swojego pokoju, a zwłaszcza łazienki z dużą, wolnostojącą wanną i luksusowymi kosmetykami.

Największą niespodziankę miałam jednak, gdy okazało się, że nasz pokój znajduje się dokładnie na tym piętrze, gdzie następuje cofnięcie elewacji, a więc na jedynym piętrze, gdzie jest taras! Widok z okien, a zwłaszcza z tego tarasu wprost zapierał dech w piersiach, a mogliśmy się nim rozkoszować, kiedy chcieliśmy, przez całe cztery dni, a nie przez kilka-kilkanaście minut, jak to jest zazwyczaj podczas zwiedzania punktów widokowych. To było wspaniałe codziennie budzić się z takim widokiem, móc wypić sobie kawkę na tarasie, nie zapomnę tego do końca życia! Niestety nie znalazłam nigdzie zdjęć wnętrz oryginalnych apartamentów z tego miejsca (a chyba znajdowały się dokładnie w tym samym miejscu). Mogę sobie tylko wyobrazić, jak to było mieszkać tutaj w swoim mieszkaniu przed wojną…

Bardzo się cieszę, że mogłam odwiedzić mój ukochany Prudential, czyli Hotel Warszawa. Kolejne moje marzenie się spełniło. Poczuć ducha tego miejsca, będącego świadkiem tylu wydarzeń, moim zdaniem wciąż obecnego tutaj, mimo już całkiem zmienionego wyglądu – to było doświadczenie jedyne w swoim rodzaju. Jeśli ktoś ma taką możliwość, bardzo polecam pobyt – nawet na jedną noc – w tym hotelu, wspaniałe przeżycie! Tymczasem, kolejne marzenia czekają 😉 A w następnym wpisie opowiem o 10 moich ulubionych miejscach w Warszawie. Jedno już znacie 😉

Wszyskie zdjęcia są mojego autorstwa i pochodzą z różnych moich wizyt w Warszawie. Zdjęcie z lat 70. pochodzi z książki Atlas od Warsaw’s architecture – przewodnika po warszawskiej architekturze z lat 70.

Poniżej inne wpisy z ciekawymi miejscami wartymi odwiedzenia:

2 wypowiedzi na temat “W poszukiwaniu miejsc z duszą – Warszawski Prudential

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.