Przeglądnięte przez
Tag: styl vintage

Piękne i niebanalne połączenia kolorystyczne we wnętrzach

Piękne i niebanalne połączenia kolorystyczne we wnętrzach

W dzisiejszym wpisie chciałabym się skupić na moich ulubionych połączeniach kolorystycznych we wnętrzach. Wydaje mi się, że nie są one dość popularne i dlatego być może będą dla Was inspiracją. Kolory te nie są nachalne – wszystkie są nieco przydymione i dlatego też mogą sprawdzić się w wielu wnętrzach.

[expand title=”Czytaj dalej…” trigpos=”below” swaptitle=”Zwiń”]

Udanych połączeń kolorystycznych możemy szukać wszędzie – w naturze, w architekturze, w sztuce. Oglądając zdjęcia, chociażby na Instagramie czy Pintereście, stwierdzamy, że coś nam się podoba lub nie, tak samo jest z obrazami, plakatami, naturą. Zachwycamy się pięknymi zachodami słońca lub kwiatami, umaszczeniem ptaków, panoramą miasta. Dlaczego? Wszystkie te kadry są stworzone przez konkretne kolory, które wpływają na nas i wywołują pewne emocje. Jeśli są one pozytywne, możemy zastanowić się, czy nie uda się ich przenieść do naszych wnętrz, aby również w nich móc stworzyć coś pięknego.

Moje propozycje połączeń kolorystycznych częściowo wynikają właśnie z wyżej wymienionych obserwacji. To, na co pragnę zwrócić uwagę to to, że większość tych kolorów nie jest żywa – nie pochodzi z podstawowej palety barw, bo wcale nie musimy się jej trzymać, urządzając swoje wnętrze.

Odcieni niebieskiego jest nieskończenie wiele, tak samo żółć nie jest jednym kolorem, ma wiele pochodnych – od limonki do musztardowej żółci. Jestem wielką fanką właśnie tych przełamanych odcieni danych kolorów – zmieszanych z odrobiną szarości, brązu, przydymionych, nienachalnych.

Problemem jest to, że nie zawsze możemy znaleźć te odcienie w dostępnych, gotowych kolorach farb czy innych elementów wyposażenia wnętrz. Sama, szukając odpowiedniego odcienia niebieskiego na moja lamperię do kuchni i przedpokoju, ogromnie się zdziwiłam, jak ubogi jest wybór dostępnych kolorów i czemu są one tak drastyczne – można wybierać spośród kanarkowej żółci, turkusów, ostrej pomarańczy ale gdy szukamy czegoś bardziej łagodnego albo w podstawowych kolorach jak odcienie bieli, szarości, beżu czy kawy z mlekiem – tu już nie jest tak łatwo. Zupełnie tego nie rozumiem. Naprawdę Polacy najczęściej wybierają te ostre kolory? Na szczęście zawsze możemy posiłkować się kolorami z mieszalnika lub mieszać kolory na własną rękę, co może być niezłą zabawą.

Na pewno łatwiej jest z tkaninami czy dodatkami. Tu wybór jest ogromny i z pewnością, poświęcając odrobinę czasu, możemy znaleźć dodatki w tych odcieniach, które nas interesują. Pamiętajcie, że nie wszystko musi idealnie do siebie pasować – jeśli kolor narzuty nie będzie idealnie zgrany z kolorem ściany – nic nie szkodzi, dzięki temu wnętrze będzie bardziej „prawdziwe”.

Ale powracając do głównego tematu. Jakie są moje ulubione kolory? Nie będzie to zapewne niespodzianką, ale będą to odcienie idealnie współgrające z elementami stylu vintage i do niego nawiązujące, czyli: oliwkowa zieleń, granat, ciemna zieleń, pudrowy róż, burgund, ciemna czerwień, terakota. Pominę kolory podstawowe, które oczywiście również uwielbiam, ale byłyby zbyt banalne w tym zestawieniu. Zaczynajmy.

1. Pudrowy róż i ciemna zieleń.

Połączenie numer jeden to pudrowy róż i ciemna zieleń. Piękne i eleganckie – te kolory można połączyć na ścianach np. w formie lamperii, jak zostało to zrobione tutaj:

Wnętrze kawiarni Ranny Ptaszek w Krakowie.

lub stosując jeden kolor na ścianie, drugi w formie jakiegoś większego mebla np. sofy i połączenie obu w dodatkach. Oba kolory pięknie prezentują się w ciężkich tkaninach typu welur, idealnie współgrają z ciemnym drenem i mosiądzem.

2. Burgund i granat.

To połączenie zastosowałam w mojej sypialni. Użyłam go jednak raczej w formie dodatków, dlatego, że chciałam, aby pomieszczenie pozostało jasne, ale jednak z dodatkiem kolorów. Na tapecie są granatowo-niebieskie, niby akwarelowe, liście, które współgrają z granatowymi, lnianymi zasłonami, nieco złamanymi zielenią i szarością. Burgund pojawia się na poszewce w kwiaty i poszewkach welurowych, a dopełnieniem kompozycji jest okrągła, granatowa poduszka. Dalej, granat i niebieski pojawia się na grafice i makatce, natomiast burgundowy na doniczkach i kuferku na biżuterię. Całość jest raczej nienachalna ale według mnie tworzy udaną kompozycję. I to właśnie chciałam Wam pokazać, że kolory można wprowadzać stopniowo i bawić się nimi – dodatki wymieniać między pomieszczeniami, próbować różnych połączeń, zacząć od drobnych rzeczy, niekoniecznie od razu przemalowywać całe pomieszczenie na kolor, którego nie jesteśmy pewni.

3. Burgund i ciemna zieleń.

To połączenie bardziej wyrafinowane. Można do niego dodać odrobinę pudrowego różu, aby przełamać ciemne kolory. Z tego też powodu, stosowałabym je w większych pomieszczeniach lub w niewielkiej ilości – jedna ściana, mebel, dywan, dodatki. W tak mocnych kolorach ważne jest światło. Aby kolory pozostały we właściwej tonacji warto, aby światło dzienne nie padało bezpośrednio na nie – czyli na przykład stosując kolor na ścianie, niech to będzie ściana prostopadła do okna.

4. Pudrowy róż i ciemna czerwień.

Wydaje się, że róż gryzie się z czerwienią. Nic bardziej mylnego – odpowiednio dobrane odcienie mogą być bardzo eleganckie. Trzeba jednak uważać, żeby nie stworzyć klimatu zbyt buduarowego we wnętrzu. Bazą może być tu róż, natomiast ciemna czerwień jako kolor dopełniający.

5. Pudrowy róż i granat.

To również piękne, ale bardzo subtelne połączenie. Jest dość bezpieczne i neutralne, ponieważ żaden z tych kolorów nie jest zbyt nachalny. Świetnie nada się do sypialni, ale nie tylko. W tym połączeniu można być bardziej odważnym i pokusić się na przykład o tapetę w granatowo-różowe kwiaty.

6. Terakota i ciemna zieleń.

Terakota to kolor, który ostatnio robi się coraz bardziej popularny. To połączenie, nie bez powodu, kojarzy się z ciepłem, z egzotyką, miasteczkami skąpanymi w słońcu południowej Europy czy północnej Afryki. W dobrze doświetlonych pomieszczeniach za pomocą tych własnie kolorów można odtworzyć ten klimat, w pomieszczeniach ciemnych, z mała ilością słońca te kolory mogą wydać się nieco przygaszone, smutne. Wszystko zależy, o jaki efekt nam chodzi.

7. Oliwkowa zieleń i pudrowy róż.

To połączenie kojarzy mi się z pięknymi wczesnowiosennymi kwiatami na tle liści drzewa. Jest niezwykle romantyczne i również dość bezpieczne, choć niezbyt popularne. Będzie pięknie współgrać z brązem, drewnem w każdym kolorze, żywą zielenią roślin.

8. Oliwkowa zieleń i granat.

Wydaje mi się, że jest to bardzo nietypowe połączenie. W ogóle połączenie granatu i zieleni nie jest zbyt popularne, a przecież w naturze występuje dość często. Spójrzcie chociaż na upierzenie pawia – to właśnie tym połączeniem zachwycamy się, patrząc na niego. Z powodzeniem więc możemy je przenieść również do wnętrz.

9. Terakota i pudrowy róż.

Pudrowy róż to ciekawy kolor – zestawiony z granatem wyda się chłodniejszy, natomiast z terakotą nada wnętrzu ciepłego, południowego klimatu. Zainspirujmy się kolorami południowej architekty, na której tle tak często robimy zdjęcia. Pamiętajmy jednak o świetle – w południowych krajach jest go bardzo dużo i kolory wyglądają zupełnie inaczej niż w pomieszczeniach w naszym klimacie, gdzie jest go zdecydowanie mniej. Nie należy więc się dziwić, że to połączenie może nieco się różnić od prześwietlonych zdjęć z wakacji.

10. Terakota i oliwkowa zieleń.

Piękne połączeni i bardzo na czasie. Myślę, że w małej formie występuje w wielu domach, chociażby w formie terakotowej doniczki i roślinki 🙂 Jeśli podobają nam się te zestawienia, możemy je przenieść na większą skalę.

To była lista dziesięciu moich ulubionych ostatnio połączeń kolorystycznych. Czy któreś z nich przypadło Wam szczególnie do gustu? A może macie je u siebie? A może wolicie zupełnie inne kolory lub wnętrza całkiem neutralne? Dajcie znać w komentarzach.

Poniżej inne wpisy o kolorach we wnętrzach:
Inspiracja tygodnia – granat i ciemna zieleń we wnętrzach
Subiektywnie o… tym co teraz jest już/jeszcze we wnętrzach niemodne
Kolory van Gogha we wnętrzach
Wnętrza w stylu obrazów Gustawa Klimta
5 rzeczy, które mnie zachwyciły w nowym katalogu Ikea i jedna, która mnie zawiodła
Jak wystrój pokoju może rozwijać kreatywność dziecka?
Kolor roku 2019
Kolor roku 2018 i jak wprowadzić go do wnętrz
Kolor roku 2017 i jak wprowadzić go do wnętrz

[/expand]

Metamorfoza przedpokoju

Metamorfoza przedpokoju

Po pokazaniu Wam sypialni i kuchni przyszedł czas na metamorfozę przedpokoju.

[expand title=”Czytaj dalej…” trigpos=”below” swaptitle=”Zwiń”]

Gdy to konkretne pomieszczenie jest w remoncie, jest to bardzo uciążliwe w codziennym życiu, ponieważ chcąc przejść z jednego pokoju do drugiego musimy przez przejść przez korytarz czy przedpokój (przynajmniej jest tak u mnie). Nie da się zamknąć drzwi i całego tego bałaganu zostawić za sobą. Mam nadzieję, że teraz już przez dłuższy czas nie będę musiała wracać do tego kurzu i pyłu powstałego w remoncie, który unosi się jeszcze w mieszkaniu przez kilka kolejnych miesięcy…

Patrząc na moją planszę inspiracyjną dla tego pomieszczenia sprzed kilku miesięcy, muszę przyznać, że większość rzeczy udało się wykonać tak, jak to sobie zaplanowałam. Zacznijmy od początku. Remont przedpokoju rozpoczął się od delikatnego wygładzenia ścian, a były one bardzo nierówne. Dalej trochę są, ale mnie to nieszczególnie przeszkadza (przeszkadzają mi za to idealnie gładkie, wyszlifowane na błysk ściany z gładzi gipsowych – po pierwsze, bo lubię, jak ściany mają lekka fakturę, po drugie tradycyjny tynk cementowo-wapienny jest bardziej odporny na uszkodzenia mechaniczne i jest paroprzepuszczalny). Następnie ściany zostały pomalowane na biało w górnej części i na granatowo w dolnej, w formie lamperii. Długo zastanawiałam się nad kolorem lamperii, w końcu wybrałam nieco przygaszony, ciemny odcień niebieskiego, dość ciekawy i niespotykany według mnie kolor. Na styku ścian i sufitu zostały położone listwy przysufitowe a przy podłodze zostały wymienione białe listwy z MDFu. Przy tej części remontu mieliśmy sporo problemów z wykonawcami, którzy raczej nie byli w tym niestety „specjalistami”, zwłaszcza jak przyszło do odcięcia niebieskiej lamperii i drzwi czy przyklejenia listew przysufitowych… Ostatecznie niestety wszystko musieliśmy poprawiać sami i wyszło na to, że lepiej (oraz taniej i szybciej) byłoby nam to po prostu zrobić samemu niż zlecić komuś… Także, jakby ktoś pytał, jakiej ekipy w Krakowie nie polecam, to chętnie wam na to odpowiem.

Znalezione stare zdjęcie przedpokoju przed metamorfozą. Szary kolor sprawiał, że wnętrze było smutne, nudne, ściany były już zniszczone, ogólnie brakowało wyrazu.

Kolaż inspiracyjny sprzed prawie roku 😉

Ale nie zanudzając Was tym dalej, po przygotowaniu „bazy”, co wbrew pozorom, przeciągnęło się do kilku miesięcy, bo tak długo nam się nie chciało zabrać do wykonania żmudnych poprawek po „fachowcach”, można było przejść do dalszych prac. W przedpokoju znajduje się, wymyślona i zrobiona przez nas samodzielnie szafa wnękowa z panelami przesuwnymi i została ona również po remoncie, chociaż panele są już nieco wymięte od chwytania ich i zastanawiam się, co z tym fantem zrobić – czy można je np. wyprasować? Czy pozostaje mi je wymienić? W ogóle kiedyś muszę opisać Wam, jak i dlaczego wpadłam na pomysł wykonania tej szafy, bo wydaje mi się, że to całkiem ciekawy pomysł.

Resztę umeblowania przedpokoju stanowią same perełki z tzw. drugiej ręki. Jest to między innymi piękna drewniana, ciężka szafeczka z blatem z naturalnego marmuru, wynaleziona na OLX za…80zł. Uwielbiam ją! Za piękny, szlachetny blat i całkiem sporą pojemność. Szafka jest zupełnie niezniszczona, a blat nieporysowany, także wyjątkowo cieszę się z tego zakupu.

Innym ciekawym elementem jest wieszak, który można znaleźć w Internecie pod nazwą Rockabilly, a który wyszperałam na pchlim targu za 8zł. Niedługo po jego znalezieniu wyświetliła mi się reklama na Facebooku z portalu Patyna.pl i jednym z reklamowanych przedmiotów był…identyczny wieszak, tylko za cenę 80zł (tutaj link do aktualnej oferty prawie identycznego wieszaka na Patynie). Wieszak jest, zdaje się, aluminiowy (jest bardzo lekki, ale jednocześnie wytrzymały), malowany na złoto, z żyłkową półką „na kapelusze”. Jest piękny i bardzo pasował do mojej wizji przedpokoju.

Ostatnim meblem jest siedzisko pod wieszakiem, oczywiście również znalezione na pchlim targu. Oryginalnie było to chyba siedzisko do pianina, ale tak mi się spodobało, że stwierdziłam, że będzie pasować idealnie. W dodatku wyglądało, jakby było zupełnie nieużywane, nie trzeba było z nim nic robić. Jego podnoszone siedzisko może być bardzo praktyczne – gdyby ktoś chciał usiąść wyżej bądź niżej do zakładania butów, ponadto nie jest zbyt głębokie, dzięki czemu nie zajmuje dużo miejsca w przedpokoju. Uważam, że z wieszakiem nad nim, który ma czarne elementy, komponuje się świetnie.

Ważną dla mnie rzeczą w tym remoncie było odmienienie wyglądu drzwi zewnętrznych od wewnątrz. Są to standardowe drzwi metalowe okleinowane. Niestety miały dziurę w okleinie, co bardzo mnie denerwowało. Myślałam nad wymianą okleiny, ale bałam się, czy to się uda – jak ją dobrze odkleić i jak przykleić nową przy tych wszystkich zagięciach i niezbędnych do wycięcia otworach na klamkę, zamek itp.? Ktoś doradził mi, aby dziurę w drzwiach…zaszpachlować szpachlą do drewna lub paneli a drzwi po prostu pomalować. Tak też zrobiliśmy. Odpowiednią szpachle i farbę pomógł dobrać specjalista w sklepie. Wybrałam czarny kolor farby w matowym wykończeniu. Uważam, że to był wybór idealny. Jeśli chcecie dowiedzieć się, jak dokładnie wyglądał proces odnowienia drzwi, zapraszam do tego wpisu.

Jeśli chodzi o dodatki, to nie ma ich tu wiele. Najważniejsze są chyba lampy, które bardzo trudno było mi znaleźć. Szukałam czarno-złotych opraw, delikatnie w stylu retro, ale nie za miliony monet. Te, które ostatecznie wybrałam, nie spełniają idealnie moich oczekiwań, na żywo wyglądają niestety trochę tandetnie w stosunku do zdjęć na stronie sklepu, ale na razie mogą być. I tak nie mogłam znaleźć nic lepszego.

Niezbędne w przedpokoju jest lustro. Bardzo chciałam, aby w przedpokoju znalazło się lustro, w którym można się zobaczyć w całości. Niestety, po wstawieniu szafki, nie ma już ani jednej ściany, gdzie takie lustro by się zmieściło. Musiałam więc zawiesić lustro nad szafką (można się w nim zobaczyć tak mniej więcej do kolan). No cóż, może uda mi się wygospodarować miejsce na lustro do podłogi w sypialni, a jak nie to może kiedyś przestawię po prostu szafkę w przedpokoju. Wybrałam prosty model w czarnej, metalowej ramie. Nie chciałam szaleć przy tak zdobnej szafce.

Naprzeciwko lustra wisi piękny, zrobiony przez mojego dziadka, zegar w drewniano-mosiężnym wykończeniu. Choć nie udało nam się go naprawić, bardzo go lubię, stanowi dla mnie niezwykłą pamiątkę, ale i również ozdobę tego pomieszczenia. W przyszłości być może powieszę na ścianach jakieś małe grafiki (duże by się nie zmieściły), ale na razie chcę wszystko zostawić jak jest. Na marmurowym blacie szafki stoi ciężka, kryształowa popielnica od mojej babci, w której trzymamy klucze oraz mosiężny wazonik (tak, z pchlego targu), w którym aktualnie jest zasuszona lawenda od mojej mamy.

Tym, co mnie jeszcze drażni w przedpokoju (a właściwie we wszystkich pomieszczeniach) są stare, brzydkie drzwi. Jeszcze nie wiem, czy je wymienię czy pomaluję, na pewno takie nie zostaną. Jeśli chodzi o wymianę, to przeraża mnie wyrywanie futryn, a co za tym idzie łataniem dziur po wszystkim i kolejne malowanie a może nawet wymiana podłóg, także jeśli stanie na wymianie, to raczej tylko samych skrzydeł, a futryny trzeba będzie wyszlifować i pomalować. Zastanawiam się tylko, na jaki kolor – czy klasycznie biały mat czy może czarny? A może w przedpokoju białe a w pomieszczeniach jakiś kolor (futryn i drzwi)? Ciągle jeszcze się nad tym zastanawiam. Dajcie znać, co Wy byście zrobili na moim miejscu.

To chyba na tyle, jeśli chodzi o przedpokój. Jak Wam się podoba? To już ostatni, jak na razie, z wpisów o metamorfozach pomieszczeń w moim mieszkaniu. Oczywiście wciąż coś zmieniam, upiększam i dopieszczam, w końcu urządzanie wnętrz to proces, także z pewnością będą Wam pokazywać kolejne zmiany. A od wykonania zdjęć do wpisów o metamorfozach sporo ich się już nazbierało 🙂

Także czekajcie na kolejny wpis a w międzyczasie napiszcie w komentarzach, jakie metamorfozy Wy ostatnio robiliście w swoich czterech kątach. Jestem ich bardzo ciekawa 🙂

Pozdrawiam!

Zapraszam do podejrzenia poprzednich wpisów o planach aranżacyjnych:
Plany aranżacyjne sypialni
Plany na aranżację przedpokoju
Plany aranżacyjne do kuchni
…i o metamorfozach:
Metamorfoza kuchni
Metamorfoza sypialni

[/expand]

Metamorfoza sypialni

Metamorfoza sypialni

Po wielu miesiącach remontu, wykańczania i dopełniania dodatkami, zapraszam Was dzisiaj na efekt (prawie) końcowy metamorfozy sypialni.
Z metamorfozy sypialni jestem bardzo zadowolona, jest to chyba moje ulubione pomieszczenie w całym mieszkaniu.

[expand title=”Czytaj dalej…” trigpos=”below” swaptitle=”Zwiń”]

Oczywiście, pokój ten wciąż wymaga dopieszczenia – brakuje w nim jeszcze kilku drobnych elementów. Jednym z nich jest duże lustro, w którym można się w całości obejrzeć. Tak się składa, że mimo, iż w łazience i w przedpokoju są dwa, całkiem spore lustra, to nie można się w nich zobaczyć w całości, co mi trochę przeszkadza. Wcześniej, w sypialni stała szafa, która w środkowym panelu miała wbudowane lustro, ale musiałam się jej pozbyć, a co za tym idzie, również jedynego tak wysokiego lustra. W sypialni obecnie nie ma zbyt wielu miejsc, gdzie tak duże lustro mogłoby zawisnąć – zastanawiam się pomiędzy zawieszeniem go na drzwiach lub na ścianie na lewo od grafik, naprzeciwko szafki nocnej. Kolejne brakujące elementy sypialni to grafiki naprzeciwko łóżka i nad komodą oraz aranżacja ściany nad toaletką. Grafiki i ramki na nie już mam od dawna, ale… zgubiłam je. Makrama, która obecnie wisi na ścianie, gdzie ma być kompozycja z grafik, wyląduje prawdopodobnie nad komodą. Nad toaletką jest zawieszone małe lusterko, które akurat już posiadałam, ale docelowo ma zawisnąć nieco większe, bo to, choć wystarczające jeśli chodzi o wykonanie makijażu, wydaje mi się nieproporcjonalne względem toaletki. Koniecznie również chcę zamontować oświetlenie do toaletki, tak, abym mogła się bez problemu pomalować również, kiedy jest ciemno. Myślę o kinkiecie w kolorze złotym, z wtyczką do kontaktu, aby nie wiercić ścian. Chciałabym również dorzucić na ścianie nad toaletką jakieś elementy dekoracyjne, być może złoto-szklane półeczki z Ikei, jak w tej aranżacji biurka lub wiszące rośliny. Ostatnie dwa brakujące elementy, a raczej cztery, bo po dwa z każdej strony, to lampki nocne oraz chodniki po obu stronach łóżka. Obecnie, na szafkach nocnych są tymczasowe, dwie różne lampki, które już posiadałam w „starej” sypialni. Chciałabym je kiedyś wymienić na dwie takie same, zastanawiam się również nad takimi zwisającymi z sufitu, ale również z wtyczką do kontaktu. Dywaniki, które są obecnie, wydają mi się nieco za małe, drażni mnie, że ciągle się zwijają, chciałabym coś większego ale nie spieszę się z tym. Lubię urządzać dane wnętrze powoli, aby obyć się z elementami, które już są i na spokojnie zastanowić, co mi się sprawdza, co nie, co chcę wymienić, odjąć lub dodać.

Zaczęłam trochę od tyłu, pisząc o tym, czego jeszcze brakuje więc wróćmy teraz do tematu głównego, czyli tego, co już jest i jak się sprawdza 🙂
Tak, jak pisałam wcześniej w tekście o planach metamorfozy, nowa sypialnia powstała w pomieszczeniu, gdzie wcześniej było biuro/garderoba/schowek. Pokój ten wymagał odświeżenia i zakupu całkiem nowego wyposażenia. Został więc odmalowany na kolor biały, a stara, niemodna już tapeta, została wymieniona na nową – delikatne, błękitne motywy roślinne na kremowym, prawie białym tle. Tapeta jest przepiękna, moim zdaniem, listki w zmieniającym się od jasnego do ciemnego kolorze niebieskiego, wyglądają jak namalowane akwarelą. Tapeta nie tylko urozmaica neutralne, białe ściany, ale również dodaje jej nieco romantyczności, delikatności i przytulnej atmosfery, właściwej tylko pomieszczeniom o tej funkcji. Na połączeniu ścian z sufitem pozostały położone uprzednio listwy przysufitowe, a przy podłodze białe, podłogowe z MDFu.

Jedynymi meblami, które miałam już wcześniej kupione do sypialni były vintage’owe szafki nocne oraz stara szafa o zaoblonych brzegach, pokazana w kolażu w jednym z poprzednich wpisów.

Szafki nocne, wypatrzone na pchlim targu, bardzo mi się podobały i wiedziałam, że muszą się znaleźć w nowej sypialni. Są one praktycznie nic niezniszczone – z szufladą u góry i szafką na dole. Są bardzo zgrabne w kształcie, mają nóżki nadające lekkości i piękne, retro uchwyty w ciemnozłotym kolorze. Stanowiły one bazę pod resztę wyposażenia wnętrza. Do nich zostało dobrane łóżko – na początku wahałam się pomiędzy łóżkiem z drewnianą a tapicerowaną ramą, ale ostatecznie jedna i druga odpadły – nie mogłam znaleźć drewnianej pasującego do koloru szafek nocnych, a jeśli chodzi o tapicerowaną, to bałam się użytkowania. Jestem osobą, która lubi do czytania książki w łóżku przygotować sobie małą przekąskę lub herbatę – co będzie jeśli coś wylałoby się na zagłówek? Wybrałam rozwiązanie bardziej funkcjonalne: białą ramę metalową z Ikei. Jest to bardzo prosta (i niedroga) rama, o krzyżujących się ukośnie prętach w zagłówku, która wprawdzie nie robi efektu „łał”, ale wydaje mi się, że dobrze wpisuje się w to wnętrze. Może zagłówek nie jest tak wygodny, jaki byłby zagłówek tapicerowany, ale nie przeszkadza mi to jakoś bardzo, zawsze na łóżku jest kilka poduszek, które nie pełni jedynie funkcji ozdobnej. Za to łóżko, przez swoją konstrukcję i kolor, jest lekkie, ażurowe, nieprzytłaczające, nie ma też ramy na dole, na czym mi bardziej zależało. Pomieszczenie to ma raptem nieco ponad 10m2 i nie chciałam go dodatkowo pomniejszać masywnym łóżkiem, które i tak zajmuje większość powierzchni. Z pozostałych, niezbędnych w sypialni mebli, oczywiście znajduje się tu szafa. Najpierw była tu, wspomniana wyżej, stara, biała szafa z lustrzanym panelem pośrodku, jednak wiedziałam, że będę ją wymieniać. Potem zagościła tu na chwilę stara szafa z innego pokoju, ale wydawała mi się zbyt ciężka i ciemna dla mojej koncepcji tego wnętrza. Poza tym miała normalnie otwierane skrzydła, a jak się okazało, plan planem, a rzeczywistość jest jak zawsze nieco inna, i w takim wypadku nie zmieściłabym już tutaj mojej wymarzonej toaletki. Dlaczego? Bo szafki nocne miały większą niż standardowa szerokość i jedyna możliwość, aby zmieściła się choćby malutka toaletka, to wtedy, gdy byłyby dosunięte do samej szafy, a co za tym idzie, szafa musiałaby mieć drzwi przesuwne zamiast otwieranych. Powstał więc nowy plan, związany z wymianą szafy. Wtedy zaczęłam się zastanawiać nad szafą robiona na wymiar, do samego sufitu, z wnętrzem zaprojektowanym i wykonanym dokładnie pod moje potrzeby i byłoby to idealne wyjście, ale…bałam się tego rozwiązania z powodu kształtu sypialni. Jedyna ściana, na której mogłam ustawić szafę jest już i tak wcięta i wstawiając masywną szafę wnękową w tym miejscu, stworzyłby się dziwny, długi tunel przy wejściu. Z tego też powodu zdecydowałam się na standardową szafę. Idealny, drewniany, bejcowany na biało model znalazłam w Ikei, i co najlepsze, podczas wizyty w tym sklepie w zupełnie innym celu, znalazłam tę właśnie szafę na dziale przecen za 50% oryginalnej ceny… Szafa jest dużo węższa niż ściana, przy której stoi, dzięki czemu obok niej zmieściła się jeszcze wysoka, wąska komoda, która wcześniej stała w salonie. Komoda jest nieco płytsza niż szafa, obie są na wysokich nóżkach i nie są wysokie do sufitu, co sprawiło, że nie wyglądają tak ciężko, jak wyglądałaby szafa wnękowa i nie przytłaczają sypialni. Niestety, musiałam przez to nieco przeorganizować moją garderobę, ale z drugiej strony mam teraz limit ubrań, wszystkie są pod ręką i zawsze mam co na siebie włożyć 😉

A tak naprawdę, reszta, czyli zimowe kurtki latem i letnie ubrania zimą, mieści się w pojemnikach pod łóżkiem.

I tak oto dochodzimy do mojego ulubionego mebla w tym pomieszczeniu czyli wymarzonej toaletki. Toaletka została zrobiona dla mnie na wymiar, zamówiłam ją przez Internet, wysyłając zapytanie o taką możliwość do firmy, która sprzedawała gotowe meble, ale żaden z nich mi do końca nie odpowiadał. Koszt nawet nie był dużo wyższy od gotowych konsol i toaletek, które sprzedawali. Podałam dokładne wymiary, materiały, z których chciałam, żeby była zrobiona i na koniec, po zastanowieniu, dodałam szuflady pod blatem, które może nieco odejmują jej elegancji, ale za to są bardzo praktyczne. Po miesiącu dostałam mebel i jestem z niego bardzo zadowolona. Toaletka jest taka, jak chciałam – na stalowy stelażu, pomalowanym na złoty kolor, bez poprzeczki z przodu, dzięki czemu można dosunąć siedzisko i, przede wszystkim, z pięknym blatem, z naturalnego marmuru. Do toaletki dokupiłam stołeczek – pufę na promocji w Homli (a właściwie kupiłam ją dużo wcześniej i już czekała na toaletkę) obitą granatowym aksamitem i na złotych, metalowych nóżkach, idealnie pasujących do konstrukcji toaletki.

I to by było na tyle, jeśli chodzi o meble, które mieszczą się w mojej sypialni. Niestety, musiałam zrezygnować z fotela do czytania, bo po prostu nie ma tam już dla niego miejsca.

Przejedźmy do najlepszego, czyli dodatków. Jednym z większych, od razu rzucających się w oczy, są piękne zasłony z domieszką lnu w kolorze zgaszonego granatu, spływające na podłogę. Wiem, że nie wszystkim podoba się taka długość zasłon, ale po kilku miesiącach użytkowania, muszę stwierdzić, że to wcale nie przeszkadza, nie zbierają jakoś specjalnie kurzu z podłogi ani kociej sierści, a przy sprzątaniu po prostu je podnoszę. Za to dają efekt dużo bardziej ciepły i elegancki niż standardowa długość zasłon. Polecam! Materiał, zarówno na delikatne firanki w drobne kropki jak i na zasłony, został kupiony w Ikei i zostały one obszyte przez moja kochana babcię. Choć na początku miałam plan powiesić jasne zasłony, to jednak, kiedy zobaczyłam te, zakochałam się w nich, ich kolorze – idealnie pasującym do motywu na tapecie oraz fakturze lnu. Nie żałuje mojego wyboru. Dodatkowo, tak ciemne zasłony izolują od światła zewnętrznego, także sprawdzą się idealnie dla każdego, komu przeszkadza blask ulicznych latarni czy światło z okien sąsiadów. Innym ważnym dodatkiem jest sufitowa lampa i tu już kupiłam taką, zgodna z moim pierwotnym planem, czyli z naturalnej plecionki. Długo szukałam idealnej – jedne były za duże, drugie przepuszczały za mało światła. Ta została kupiona w którymś z marketów budowlanych, zdaje się, że w OBI. Wydaje mi się, że pasuje idealnie do tego wnętrza i świetnie komponuje się z innym dodatkiem, lekko w stylu boho, czyli makramą wiszącą naprzeciwko łózka. Makrama została kupiona w Homli. Docelowo chyba zawiśnie nad komodą, ustępując miejsca reszcie grafik, o których pisałam wcześniej. Obok makramy na razie wisi grafika z obrazem Matisse’a przywieziona ze sklepu muzealnego z NY oraz zdjęcie, które tez tu raczej nie zostanie, bo nie pasuje mi kolorystycznie do obrazu Matisse’a i innych grafik,które maja się tu znaleźć. Lusterko nad toaletką zostało kupione już dawno temu w Kiku i początkowo było w innym pomieszczeniu. Szklane pudełko stojące na toaletce jest z H&M Home, bordowy kuferek na biżuterię z Biedronki sprzed kilku lat, a marmurowy świecznik i mosiężna muszelka na drobiazgi z pchlego targu. Wydaje mi się, że wszystkie te rzeczy pasują tu idealnie. Całość sypialni została utrzymana w biało-granatowej kolorystyce, z dodatkiem drewna, plecionki i złota. Po kilku miesiącach stwierdziłam jednak, że brakuje tu jakiegoś przełamania i dodałam kilka bordowych dodatków jak kuferek, doniczki (Ikea), bordowe, aksamitne poduszki na łóżko oraz białe w bordowe kwiaty (również Ikea). Dopełnieniem kompozycji poduszkowej jest okrągła, granatowa, aksamitna poduszka z Jyska. Teraz tego typu poduszki widuję wszędzie, wydaje mi się, że będą hitem w nadchodzącym sezonie. Oprócz bordowych doniczek, na parapecie są jeszcze dwie z plecionki z pchlego targu. I tu taki mała podpowiedź dla Was – jeśli szukacie dodatków z plecionki to na pchlich targach można ich znaleźć całe mnóstwo, za to w cenach kilkukrotnie niższych niż w sklepach z nowymi rzeczami. Na razie na parapecie mam dość mizerne roślinki, jedne dopiero zasadzone z sadzonek, inne nieco obgryzione przez koty, ale mam nadzieje, że z czasem się to zmieni. Okazem, z którego jestem dumna, jest wysoka mandarynka stojąca w rogu pokoju, o moim wzroście, którą hoduje ok. 15 lat z ziarnka mandarynki! Pozostałymi dodatkami są świeczki, świeczniki i wiszące światełka. Część pochodzi z sieciówek (świece zapachowe, girlandy z lampkami-gwizdkami) i tu nie ma się co rozwodzić, mosiężne świeczniki na wysokie świece z pchlego targu (kolejna podpowiedź – na pchlich targach można znaleźć mnóstwo ciekawych przedmiotów z mosiądzu) oraz piękna, krakowska kamienica – latarenka z jarmarku świątecznego w Krakowie.

I to chyba wszystko, jeśli chodzi o stan dzisiejszy sypialni. Jak zapowiedziałam na początku, z pewnością będzie ona się jeszcze zmieniać z czasem. Trochę obawiałam się publikacji tego wpisu, mam nadzieję, że metamorfoza Wam się spodoba 🙂 W kolejnych wpisach mam zamiar przedstawić Wam efekty metamorfoz kuchni i przedpokoju a także może nieco pokazać, jak wygląda mój salon, który przy okazji tych remontów, też przeszedł mały lifting.

Do następnego!

Zapraszam do podejrzenia poprzednich wpisów o planach aranżacyjnych a już niedługo nowa odsłona przedpokoju:
Plany aranżacyjne sypialni
Plany na aranżację przedpokoju
Plany aranżacyjne do kuchni

[/expand]