Aromaterapia – czyli mój sposób na jesienno-zimowe wieczory w domu

Aromaterapia – czyli mój sposób na jesienno-zimowe wieczory w domu

Ten wpis powstał we współpracy z marką Organic Aromas.

Odkąd zostałam mamą, dużo więcej czasu spędzam w domu, zwłaszcza wieczorami. O ile kiedyś o 18:00 dopiero wychodziłam „na miasto” czy na spotkania ze znajomymi po pracy, o tyle teraz jest to godzina powrotu do domu, aby na czas położyć dziecko do snu (no chyba, że akurat wypada mój wieczór na „wychodne” ;-)) Te jesienno-zimowe wieczory w domu, które zaczynają się już o 16:00 i zdają się trwać wieczność, robią się po jakimś czasie dość monotonne i męczące, dlatego staram się je jakoś umilić. Ostatnio, moim i mojego męża ulubionym sposobem na to jest aromaterapia.

Kojąca moc aromaterapii

To słowo, choć kojarzy się z jakimiś luksusowymi zabiegami w spa, oznacza nic innego jak użycie aromatycznych olejów roślinnych, w tym olejków eterycznych do poprawy samopoczucia psychicznego i fizycznego. Albo po prostu do uprzyjemnienia sobie wieczoru, tak jak w moim przypadku.

O aromaterapii – jej historii, zastosowaniu w medycynie, działaniu był już wpis na blogu, więc nie będę się powtarzać. Dzisiaj chciałabym się skupić na tym, co mi daje aromaterapia.

Pierwszy raz styczność z nią miałam rzeczywiście podczas zabiegów w SPA i nie dziwię się, że jest ona tam niezbędnym ich elementem. Kiedy leży się na brzuchu, w przyciemnionym pomieszczeniu i z zamkniętymi oczami, inne zmysły się wyostrzają – dotyk na masaż, słuch na kojące dźwięki muzyki a węch na zapach idealnie dobranych olejków eterycznych. Nic dziwnego, że teraz, kiedy taki zapach mogę sobie zafundować w domu, do tych właśnie wspomnień automatycznie wracam 🙂

Tak na marginesie, taki dzień w SPA to idealny prezent dla zmęczonej młodej mamy, która dzięki temu nie tylko ma szansę na oderwanie się na kilka godzin od codziennej rutyny, ale też może za pomocą relaksującego masażu dać ulgę zmęczonym plecom czy po prostu przypomnieć sobie, że jest nie tylko mamą, ale też albo przede wszystkim kobietą 🙂

Sposoby na zapachowe umilanie

Swoją przygodę z zapachami w domu zaczęłam dawno temu, pewnie jak większość z nas, kiedy zaczęła się moda na zapachowe świeczki. Jednak teraz od nich odeszłam, gdyż ich spalanie powoduje wydzielanie szkodliwych substancji (mam na myśli tradycyjne świeczki parafinowe, bo wiem, że teraz na rynku jest mnóstwo świec naturalnych, ekologicznych, które nie mają takich właściwości). Czasem tylko, do kolacji zapalamy zwykłe świece – dla klimatu,

W ostatnim czasie za sprawą małego sklepiku z „artykułami kolonialnymi” w mojej okolicy, zakochałam się natomiast w tradycyjnych kadzidełkach – patyczkach, które mają tę niesamowita, orientalną nutę. Wiem jednak, że nie wszystkim ona odpowiada. Patyczki też, choć podczas palenia pachną dość intensywnie, nie zapewniają zapachu na bardzo długo.

Kolejnym moim odkryciem jest palo santo (święte drzewo), czyli jedno z najintensywniej pachnących drzew na świecie, które wykorzystywane jest jako kadzidło w formie patyków Ma dość wyraźny, charakterystyczny zapach, drzewny z nutą cytrusów, sosny, mięty. W przeciwieństwie do kadzideł – „patyczków” zapala się go na chwilę, po czym sam wygasa. Ale jego zapach jest na tyle intensywny, że ta chwila w zupełności wystarcza, aby roztoczyć woń na całe wnętrze. Na dłuższą metę może też być dość męczący. Mi przypadł do gustu, jednak nie używałabym go codziennie. Tylko właśnie raczej na wyjątkowe okazje, jak na przykład rzadko się zdarzający spokojny, wolny wieczór z herbatą i książką bądź nowym serialem 😉

Powodem, dla którego szukałam sposobu na nadanie zapachu moim wnętrzom, oprócz oczywiście uprzyjemnienia sobie wieczorów, jest też to, że bardzo mi się podoba, kiedy mieszkania, sklepy czy inne wnętrza mają swoje charakterystyczne zapachy. To tak jak z tym spa – czuje się jakiś zapach i od razu na myśl przychodzi dane wnętrze. Chciałabym, aby osoby mnie odwiedzające miały tak z moim mieszkaniem. A już na pewno nie chcę, żeby kojarzyło im się z wonią moich kuchennych eksperymentów, często niestety nieudanych (a więc przykrą), bo kiepska ze mnie kucharka, lub jeszcze gorzej – wonią kocich kuwet. A kotów mam dwa, i jak to z kotami bywa, choć staramy się sprzątać kuwety przed przyjściem gości, one – może, żeby pokazać, kto tu naprawdę rządzi – ostentacyjnie korzystają z nich zawsze przy nich… A więc mocny kamuflaż bywa czasem naprawdę wskazany. Dlatego od jakiegoś czasu rozglądaliśmy się za jakimś innym rozwiązaniem.

Dyfuzor do profesjonalnej aromaterapii

Dlatego bardzo się ucieszyłam, kiedy odezwała się do mnie marka Organic Aromas z propozycją przetestowania dyfuzora do aromaterapii. Pomyślałam, że to może być właśnie to, czego szukam.

Kiedy zapoznawałam się z ofertą marki, jako osobie bardzo zwracającej uwagę na wygląd, od razu rzuciła mi się w oczy estetyka dyfuzorów. Są one wykonane z cieniutkiego szkła oraz drewnianej podstawy. Bez wszędobylskiego plastiku, który tak często wykorzystywany jest do tego typu urządzeń, czym do tej pory skutecznie odstraszały mnie one od zakupu.

Dyfuzor, który testuję jest bardzo prosty, wręcz minimalistyczny, dlatego sprawdzi się w każdym wnętrzu. Zaskoczył mnie swoim niewielkim gabarytem, jednak poczytuje to za plus, ponieważ można go po prostu wkomponować dosłownie wszędzie – w sypialni, w salonie czy nawet w łazience, aby stworzyć sobie odpowiednią atmosferę do domowego spa.

Kolejnym plusem jest dla mnie to, że kiedy nakropię olejku i go włączę, mogę po prostu o nim zapomnieć – ma dwugodzinny tryb pracy, po którym sam się wyłącza.

Zapach na każdą okazję

W zestawie otrzymałam też jeden z olejków eterycznych, proponowanych przez Organic Aromas – Signature Blend. Wystarczy dosłownie kilka kropel, aby w całym mieszkaniu rozniósł się ten nietypowy dla mnie zapach. Po składzie chyba spodziewałam się czegoś bardziej…kwiatowego? Ale poza kwiatowymi nutami od razu wyczułam też nutkę ziołową, która na początku nieco mi przypominała olejek eukaliptusowy, którego kiedyś używałam do udrażniania dróg oddechowych. To chyba szałwia w składzie dała mi takie odczucie i równie podobnie zadziałała, co potwierdziło zapewnienia producenta na stronie marki.

Oczywiście do dyfuzora można używać również innych olejków eterycznych. Warto jednak wybrać te naturalne, o dobrym składzie, ponieważ w tym dyfuzorze nie rozrzedza ich się w wodzie, tylko nebulizuje czyste olejki – a więc wszystko, co nalejemy do dyfuzora zostanie zamienione w mgiełkę. Ja akurat miałam już również olejek różany i jaśminowy. Ten pierwszy już wypróbowałam – zapach rozchodzący się po mieszkaniu jest nieziemski i naprawdę długo się utrzymuje. Nie zmienia się też po czasie, jak to bywa czasem na przykład ze świecami lub takimi podgrzewaczami na woski i olejki, być może dlatego, że nic tu nie jest podgrzewane i nie zmienia się skład chemiczny.

Jeśli miałabym podać jakiś minus, to aby dyfuzor dobrze działał, trzeba o niego regularnie dbać i dokładnie czyścić z resztek olejku oraz pilnować, żeby olejek w nim nie wysechł. Oczywiście zaschnięty olejek można również doczyścić, ale po co robić sobie kłopot. Przy tym cieniutkim, delikatnym szkle, konserwacja może być nieco stresująca, zwłaszcza dla osób takich jak ja, którym często zdarzają się wypadki.

Jak na razie z dyfuzora jestem bardzo zadowolona, bo spełnia moje kryteria. Jednak jest to dość drogie urządzenie, dlatego warto przemyśleć dobrze taki zakup.

Jestem ciekawa, czy moi następni goście wyczują nowy zapach mojego domu 😉 I jestem dobrej myśli, że nie będzie to zapach kocich kuwet. Na razie jednak na gości się nie zapowiada, bo wszyscy domownicy są przeziębieni. Dlatego póki co słodki zapach różany wymieniłam na oryginalny, bo bardzo spodobały mi się jego oczyszczające właściwości, które akurat teraz mogą się przydać.

A jakie są Wasze sposoby na umilenie sobie tych długich jesienno-zimowych wieczorów? Czy też lubicie otulać się ładnymi zapachami? Wydaje mi się, że właśnie teraz, kiedy jesteśmy pozbawieni tych naturalnych zapachów wiosny i lata docierających do nas z zewnątrz, zapewnienie sobie jakiegoś zamiennika może być szczególnie pomocne.

PS. Na dzisiejszych zdjęciach możecie dostrzec małe zmiany w moich wnętrzach, które w pełnej okazałości pokażę na blogu już wkrótce. Do następnego!

Poprzednie wpisy z kategorii „Lifestyle”:

8 wypowiedzi na temat “Aromaterapia – czyli mój sposób na jesienno-zimowe wieczory w domu

  1. Sama mam kominek zapachowy, który bardzo często uruchamiam. Poza tym uwielbiam wszelkiego rodzaju swiece zapachowe, które jak nic innego poprawiają mi humor. Szczególnie w chłodne jesienno zimowe dni, kiedy pogoda wieczorami nie nastraja do spacerów ( jestem osobą zdecydowanie wiosenno letnią).

    1. Nie są, oczywiście nie w nadmiarze. Ten, który ja mam polecam, jest nieoczywisty, nie ma nut jakichś typowo damskich czy męskich 😉

  2. Zainspirowałaś mnie tym wpisem. Muszę wypróbować jeden z Twoich sposobów. Uwielbiam rozkoszować się pięknymi zapachami.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.