Moje zdobycze z duszą cz. 5

Moje zdobycze z duszą cz. 5

Witajcie po dłuższej przerwie! W dzisiejszym wpisie chciałabym Wam pokazać moje najnowsze zdobycze z duszą. To już piąta część tej serii, a na pewno nie ostatnia 🙂 Wpis powstaje na szybko po moich ostatnich odwiedzinach na wyprzedaży garażowej (w Krakowie) – może Was zainspiruje do wzięcia udziału w kolejnej, bo z tego co wiem, ma być to wydarzenie cykliczne. Już bez zbędnego przynudzania, zapraszam do wpisu!

Rustykalny kubek w kolorach ziemi

Ten dwukolorowy kubek w kolorach ziemi to jeden w najnowszych nabytków. Ostatnio dość mocno ograniczyłam zakupy i raczej staram się pozbywać rzeczy niż je gromadzić, ale tym razem nie mogłam się oprzeć. Kubek wypatrzyłam na Krakowskiej Sąsiedzkiej Wyprzedaży Garażowej, która odbyła się w nowym (przynajmniej dla mnie) miejscu spotkań na mapie Krakowa, zdaje mi się, trochę w stylu Dolnych Młynów, czyli w Hype Parku. Trafiłam tam zupełnym przypadkiem, bo gdzieś mignęła mi reklama tego wydarzenia, a że jest to w moim sąsiedztwie, postanowiłam sprawdzić, o co chodzi. Krakowska Wyprzedaż okazała się być fajnym, pozytywnym wydarzeniem z super energią, z pewnością jeszcze kiedyś wrócę. Udało mi się znaleźć kilka rzeczy, m.in. ten kubek, który kupiłam za 2 złote. Bardzo przypomina te z najnowszych kolekcji, takie wiecie, w stylu retro, lecz jest to faktycznie retro rzecz i tylko dlatego się skusiłam. Na odwrocie widnieje napis „FNK Bochnia” i po krótkim reaserchu okazało się, że jest to wyrób Zakładu Naczyń Kamionkowych w Bochni, niefunkcjonującego już producenta użytkowych i artystycznych wyrobów ceramicznych (działał w latach 1924-1991). Wyroby tego zakładu były swego czasu ponoć bardzo cenione. Nie dziwi mnie to w ogóle, skoro sama najpierw pomyślałam, że jest to nowa rzecz, a nie przynajmniej 30-letnia! Kubek nie ma żadnych śladów użytkowania, jest w stanie idealnym, a co najważniejsze jest w doskonałym dla mnie rozmiarze na poranną kawę (czyli jest duży ;)). Odkąd go mam, nie smakuje mi w niczym innym 😉 Ponadto ma piękne kolory, ostatnio bardzo w moim stylu, gdyż zakochałam się w kolorach ziemi.

Książki

Na targach staroci czy wyprzedażach garażowych często kupuję też używane książki. Nowe kupuję rzadko – w papierowej wersji jedynie te, do których wydaje mi się, że wrócę albo takie, w których ważne są obrazki i zdjęcia, jak np. albumy o architekturze, przewodniki, reportaże itp. Resztę kupuję w formie cyfrowej lub pożyczam. Wyjątkiem są właśnie targi staroci. Można tam znaleźć całkiem nowe tytuły, które już ktoś przeczytał, w niższych cenach, klasyki literatury lub książki bardzo stare, często nieznane i niespotykane. W ten sposób natrafiłam już kilka razy na świetne książki, których z pewnością nie znalazłabym w standardowej księgarni. Tak na przykład za kilka złotych kupiłam kilka starych książek o architekturze i urbanistyce. Znalazłam różne stare powieści, jak „Nauczycielka” Ferdynanda Antoniego Ossendowskiego, znanego pisarza z okresu międzywojennego, który pięknie tam opisał nieznane mi zupełnie Polesie i jego specyfikę ze zróżnicowaną ludnością na styku wielu kultur ale też nieco na uboczu świata. Tak też w moje ręce trafiło stare wydanie (z 1908 r.) „Kupca Weneckiego” Shakspere’a w oryginale. Również za kilka złotych. I wiele innych książek. Polecam Wam takie kupowanie książek, jest to tańsze, bardziej ekologiczne i zawiera ten dreszczyk emocji, bo nigdy nie wiadomo, co się trafi (a jak się trafi coś, co nam nie odpowiada – można to dalej puścić w obieg).

Retro obrazek z różowym, starym samochodem

Ten obrazek z Citroenem z lat 20. od razu zwrócił moją uwagę na targu staroci (już kilka lat temu, ale do tej pory nie miałam okazji pokazać go na blogu). Raz, że uwielbiam stare rysunki, dwa, że mam słabość do wszelkiego designu lat 20., trzy – że samochód jest różowy. No, po prostu musiałam mieć tę grafikę! Kosztował jakieś grosze i sprzedawany był przez panią, która w swoim asortymencie miała wiele przedmiotów pochodzących z Francji, w tym właśnie przeróżnych obrazków. 

Retro obrazek z francuskim tekstem o tacie

Ten słodki, malutki obrazek ręcznie wykonany – wykaligrafowany napis i malowane dekoracje – również mnie zauroczył i kupiłam go w tym samym miejscu, co grafikę z samochodem. Choć moja znajomość francuskiego nie jest zbyt duża, to jednak większość tekstu zrozumiałam – jest to wierszyk – powiedzonko o tacie pisane przez dziecko i uważam, że jest niezwykle uroczy. Może jego wartość estetyczna nie jest najwyższych lotów, ale z pewnością ma duszę, no i chwycił mnie za serce.

Drewniany wazon

Drewniany wazonik, czy jak to nazwać, to zakup sprzed dwóch lat, również z wyprzedaży garażowej, na którą trafiłam przypadkowo w Parku Krakowskim. Kosztował mnie złotówkę. Bardzo spodobał mi się jego zgrabny kształt i surowe drewno, z jakiego jest wykonany. Oczywiście, nie nadaje się do trzymania w nim żywych kwiatów, woda by go w środku zniszczyła, ale do suszonych już tak. Mi jednak idealnie sprawdza się jako… pojemnik na kremy i maści w łazience 😉

Mosiężna miseczka

Mała mosiężna miseczka w kształcie muszli to jeden z moich ulubionych bibelotów. Wypatrzyłam ją na coniedzielnym targu staroci na Hali Targowej na Kazimierzu w Krakowie za kilka złotych na stoisku z różnym „żelastwem”. Wyglądała bardzo niepozornie, ale po odczyszczeniu – no totalna perełka. Jest dość niewielka, raczej za mała do kuchennych celów, ale jako podstawka pod codzienną biżuterię sprawdza się w sam raz.

To już wszystko na dziś jeśli chodzi o moje nowe-stare przedmioty z duszą. Ale mam tego jeszcze całkiem sporo, choć nie nowych nabytków, a tych sprzed czasów bloga, dlatego tu nie pokazywanych. Właściwie większość wyposażenia mojego mieszkania to przedmioty z drugiej ręki 😉 W następnych wpisach chciałabym Wam pokazać moje kolekcje ceramiki, wazonów oraz osłonek na doniczki.

Jak Wam się podobają dzisiejsze łowy? Dajcie znać w komentarzach, a ja wracam do czytania kolejnej części z serii o Aurorze Teagarden – również zakup z Krakowskiej Wyprzedaży Garażowej (komplet ze zdjęcia i to kwieciste wydanie „Wichrowych Wzgórz” kosztowały mnie 20zł).

9 wypowiedzi na temat “Moje zdobycze z duszą cz. 5

  1. Jesli chodzi o błekity to rzadko daje sie do kuchni czy restauracji bo robili nawet badania, ze bardziej na apetyt kolory jak pomarańczowy, żółty, czerwony, kremowy czy braz.
    Niebieskie pewnie to tylko zasady, reszta to Twoj gust, dobor odcienia i dodatków

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.