Moje zdobycze z duszą cz. 3

Moje zdobycze z duszą cz. 3

Oprócz rattanowego stolika kawowego, który pokazywałam Wam w ostatnim wpisie, moja kolekcja zdobyczy z dusza powiększyła się ostatnio o kilka innych nowych-starych elementów. Chciałabym Wam dzisiaj o nich opowiedzieć. Będzie to już trzeci wpis z tej serii, do poprzednich zapraszam tu i tu. A więc zaczynajmy.

Dzisiaj będzie skromnie. Skromnie pod względem liczby przedmiotów, ale na pewno nie ich wartości! Wszyscy bohaterowie dzisiejszego wpisu pochodzą ze Szwecji, ze sklepów z używanymi rzeczami sieci Stockholms Stadsmissions, o której pisałam już Wam ostatnio. Zostały wybrane przeze mnie i mojego narzeczonego online z pomocą szwagra narzeczonego, który wie o naszym upodobaniu do tego typu przedmiotów i nie tylko zaproponował, że może coś nam pokazać i kupić, ale także przywiózł je nam ze Szwecji, za co jesteśmy mu bardzo wdzięczni!

Pierwszą zdobyczą jest piękne owalne lustro w drewnianej ramie. Zakochaliśmy się w nim od razu, jak je tylko zobaczyliśmy (na zdjęciu na telefonie!) 😉 Byliśmy właśnie w trakcie urządzania naszego nowego salonu, w którym motyw owalu już się pojawił i to w dość mocnej formie. Stwierdziliśmy, że to lustro idealnie wkomponowałoby się w naszą koncepcję. Poza tym brakowało nam „czegoś” na ścianę nad stołem a lustra nad stołem i w ogóle w salonie czy jadalni wyglądają według mnie bardzo elegancko. Urzekła nas nie tylko jego forma, ale też materiał – drewniana rama o pięknym wybarwieniu i eleganckim zaobleniu. Kolor ramy ma nieco miodowy odcień, który idealnie nawiązuje do koloru kredensu i stolika z ostatniego postu. Jak widać na zdjęciach, sama tafla lustra nie jest w idealnej kondycji – widać na niej drobne plamki, „niedoskonałości” i smugi (nie z niedomycia ale po prostu już ze starości). Być może kiedyś ją wymienimy, na razie zupełnie nam to nie przeszkadza. Lustro służy raczej dekoracji i wypełnieniu kompozycji niż faktycznemu przeglądaniu się 😉 Lustro kosztowało w przeliczeniu ok. 120zł.

Kolejną nowością jest lampa, którą widzicie na zdjęciach obok lustra. Odkąd mamy stół jadalniany w salonie, myśleliśmy nad tym, jak rozwiązać kwestię jego oświetlenia. Jak już nieraz pisałam, nie lubię używać głównego górnego oświetlenia w pokoju. Wydaje mi się ono zimne i zupełnie pozbawione nastroju. A jak wiemy, przy posiłkach nastrój jest bardzo ważny, a przynajmniej dla mnie tak jest. Bardzo podoba mi się takie rozwiązanie, że nad stołem jadalnianym znajduje się dedykowana lampa nisko zawieszona, dająca skupione na stole światło, a pozostawiająca resztę pomieszczenia w półmroku (a jak ktoś tak nie lubi to można dodać dodatkowe boczne oświetlenie w innym miejscu pomieszczenia). Zapewnia to bardzo przytulny, komfortowy nastrój. Zamiast klosza dającego światło skupione można też zastosować taki (i z odpowiednio dobraną żarówką), aby światło było na przykład ciepłe, mleczne, rozproszone – to już zależy od preferencji. Tak czy inaczej, bez kucia ścian i stropu, niemożliwe było u nas zastosowanie tego rozwiązania. Dlatego pomyśleliśmy o kinkiecie nad stołem z luźnym kablem po prostu podpiętym do kontaktu. I wtedy trafiła się okazja nabycia tej pięknej lampy z takim właśnie rozwiązaniem. Jak możecie się domyślić – lampa od razu wpadła mi w oko. Nie jest to z pewnością nic starego – widać to po designie, materiałach i tym, że w ogóle nie wygląda na używaną. I Znowu pojawiają się obłości – zarówno w formie kamiennej podstawy, mosiężnego pałąka jak i samej – okrągłej oprawy żarówki. Lampka wygląda naprawdę ekskluzywnie, z pewnością pierwotnie nie była tania. Kamienna podstawa wykonana jest, zdaje się, z kwarcu, a nie jak mogłoby się wydawać z marmuru, ponieważ widać, że jej struktura nie jest jednorodna, a złożona z małych, błyszczących się drobinek. Ale poprawcie mnie, jeśli się mylę. Jest dość ciężka, konkretna. Nie ma na niej żadnych śladów użytkowania. Wystarczyło dokupić żarówkę, zamocować na ścianie, podpiąć – i nasze klimatyczne oświetlenie kącika jadalnianego gotowe. Myślę, że razem z owalnym lustrem tworzy bardzo spójną, dodającą elegancji całość. Lampa kosztowała ok. 70zł.

Trzecim przedmiotem z drugiej ręki, który chcę Wam dzisiaj pokazać jest… również lampa i to zdaje się, z tej samej serii co poprzednia, na co wskazuje ich bliźniacza forma. Oczywiście był to zupełny przypadek, ze trafiliśmy akurat na model stojący z tej samej serii, po prostu znowu spodobał mi się jej kształt i materiały. Ta lampka również kosztowała ok. 70zł. Tak samo jak poprzednia, jest w idealnym stanie i wystarczyło jedynie dokupić do niej żarówkę. Bardzo się cieszę z tego zakupu, bo teraz razem tworzą w salonie stylowy komplet! Tą postawiłam na razie na szczycie kredensu, ale u mnie lampki stołowe „lubią” wędrować po pomieszczeniu, w zależności od potrzeb. Podoba mi się, że obie maja niewielkie mleczne klosze, dzięki czemu zapalając je obie, uzyskuję w salonie miękkie, nastrojowe światło.

Następna perełką będzie komplet przedmiotów również służących dawaniu klimatycznego oświetlenia w pomieszczeniu. Są to świeczniki. Jak na moje standardy, nie były one bardzo tanie – komplet kosztował ok. 50zł, no ale bardzo mi się spodobały i nie mogłam się powstrzymać. Znów są połączeniem złotego koloru (tu chyba już nie jest mosiądz) z kamienną podstawą (ten sam kamień co na lampach). Jak widać, bardzo lubię to zestawienie. Urzekła mnie ich prosta, elegancka forma. Uważam, że lepiej pasowałyby do nich dłuższe, bardziej pasujące gabarytami świece, ale na razie włożyłam takie, jakie akurat miałam w domu. A mam duży zapas, bo bardzo lubię tradycyjne świece a zestawów świeczników mam już cztery – z tego, co pamiętam. W jesienno-zimowe wieczory ciepłe światło świec jest niezastąpione i lubię je, kiedy zależy mi na stworzeniu w domu przytulnej atmosfery do oglądania razem filmu, słuchania płyt z gramofonu czy wspólnych posiłków. Świeczniki ustawiłam w najbardziej widocznym miejscu w salonie czyli na kredensie i na razie cieszę się ich samym widokiem, bo ciepła, letnia aura jakoś nie zachęca do ich odpalania 😉

Ostatnia nowością jest kolejna lampka. Tak, wiem, mam dużo lampek. Ale bardzo je lubię i naprawdę używam! Tę postawiłam na parapecie – na wzór szwedzki – w pokoju do pracy / pokoju gościnnym. Podoba mi się ten zwyczaj stawiania lampek na parapetach, dzięki czemu z zewnątrz wnętrze wydaje się tak zachęcająco przytulne – zwłaszcza w wietrzne, zimowe wieczory, a wewnątrz oświetlając jedynie część pomieszczenia i to niezbyt mocnym światłem, daje nam rażenie komfortu, nawet przy odsłoniętych zasłonach. Właściwie to z drugiej ręki jest jedynie podstawa, klosz dokupiłam już sama. Podstawa jest w kolorze złotym i o dość bogatej formie. Jednak przez to, że jest nieduża i dość „szczupła”, jej zdobny kształt nie razi, a z prostym, współczesnym kloszem tworzy ciekawą, uzupełniającą się vintage’ową kompozycję. Choć wydaje mi się, po ciężarze wnosząc, że podstawa nie jest mosiężna, to jest ona w bardzo dobrym stanie – nie widać żadnych zarysowań i przetarć. Dlatego też – i z powodu niskiej ceny (ok. 9zł) zdecydowałam się na jej zakup.

To już wszystko z moich ostatnich zakupów z drugiej ręki. Staram się ostatnio nie kupować za dużo, bo mieszkanie mam już właściwie urządzone, choć jak sami wiecie, zawsze jeszcze coś można poprawić i ulepszyć. No ale generalnie nie chcę zagracać już tej niezbyt wielkiej przestrzeni. Oczywiście, czasem zdarzają mi się grzeszki – bo coś wyjątkowo mocno wpadnie mi w oko albo kosztuje bardzo mało i żal nie wziąć (jakby ktoś miał wyrzucić…) albo jest to coś, o czym  od dawna marzyłam i zawsze sobie powtarzam, że ostatecznie, jak coś mi się nie przyda – mogę to po prostu odsprzedać. Już tak robiłam, mam w tym wprawę, nie jest to dla mnie żaden problem. Bo kupić, żeby wyrzucić to nie jest dla mnie rozwiązanie. Choć zakupów z drugiej ręki na razie kolejnych nie planuję, to mam jeszcze w domu kilka (a pewnie o wiele więcej) ciekawych retro perełek których Wam dotąd nie pokazywałam więc materiału na kolejnych kilka wpisów z tej serii raczej mi nie zabraknie 😉

Tymczasem, dajcie znać, jak Wam się podobają moje zdobycze, czy sami lubicie takie okazje a jeśli tak, to co udało Wam się upolować? W następnym wpisie chciałabym pokazać Wam w końcu ukończoną metamorfozę mojego salonu, gzie już w pełnej okazałości będziecie mogli zobaczyć, jak prezentują się dzisiejsze skarby. Pozdrawiam i życzę udanego tygodnia!

5 wypowiedzi na temat “Moje zdobycze z duszą cz. 3

  1. Łączenie starego z nowym, to sprawdzony przepis na nieszablonowe wnętrza. Jest to jednak sztuką, którą Ty, jak widzę, opanowałaś. Ja ciągle się tego uczę.

Skomentuj z-dusza.pl Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.