Neapol i okolice – co warto zobaczyć / cz. 1
Sezon wakacyjny już w pełni dlatego dzisiaj zapraszam Was do wpisu inspiracyjnego z bardzo fajnym kierunkiem na wyjazd. Moim zdaniem jest to jedno z piękniejszych i ciekawszych miejsc w Europie. Znajdzie się tu coś dla każdego – pyszne jedzenie (zwłaszcza słynna pizza neapolitańska), bajeczne widoki znane z filmów, piękne plaże, zaginione antyczne miasto, no i wulkan oczywiście. Jeśli Was choć trochę zaciekawiłam, zapraszam do wpisu po więcej!
Od razu uprzedzam, że ten tekst nie będzie miał formy przewodnika z dokładnymi wskazówkami, cenami itp. Będą to raczej moje subiektywne odczucia oraz zwrócenie uwagi na to, co faktycznie warto odwiedzić będąc w Neapolu.
Ze względu na obszerność, wpis ten podzielę na dwie części – dzisiaj pokażę, jak spędziłam czas w samym Neapolu, a w następnym wpisie za tydzień polecę kilka miejsc, do których warto wybrać się poza miasto.
Co warto zobaczyć w Neapolu?
Ja w Neapolu byłam (już!) 4 lata temu, w 2018 roku w sierpniu. Choć sierpień może się wydawać niezbyt dobrym pomysłem na wypad do upalnych Włoch, przywitała nas pogoda deszczowa, choć na szczęście tylko przez pierwszy dzień i tylko w pierwszej połowie. Ten właśnie dzień poświęciliśmy więc na całodniowy spacer po Neapolu.
Błądzenie uliczkami miasta
Myślę, że będąc tutaj, warto po prostu pochodzić sobie bez większego celu po mieście i ponapawać się jego atmosferą. Od razu można zauważyć, że Neapol nieco różni się od włoskich miast położonych bardziej na północy. Jest mniej „wymuskany”, czysty (tak, na ulicach znajduje się dużo śmieci), ale też mam wrażenie autentyczny, cokolwiek to znaczy. Tutaj ludzie faktycznie mieszkają – w przeciwieństwie np. do Krakowa, w którym mieszkam, gdzie w centrum prawie nie mieszkają mieszkańcy, a mieszkania przeznaczone są na wynajem, co według mnie jest bardzo smutne. Oczywiście ścisłe centrum, miejsca najbardziej reprezentacyjne są faktycznie…reprezentacyjne, dobrze utrzymane, wielkomiejskie, ale zagłębiając się już kawałek głębiej w miasto, widać jego prawdziwe życie, a nie tylko inscenizację na potrzeby turystów. To, moim zdaniem, jest mocnym punktem dla Neapolu, choć wiem, że nie wszystkim będzie to odpowiadać. Nie jest to miasto nastawione tylko na turystów, nie jest tak czyste i łatwo dostępne. Jeśli więc ktoś spodziewałby się atmosfery rodem ze słynnych kurortów, to nie ten kierunek. To, co również warto odnotować to ceny – są one nieco niższe niż na północy kraju.
Mam sporo zdjęć z samego Neapolu, i z miejsc bardziej turystycznych i tych zdecydowanie mniej. Niestety, przez szare niebo nie wyszły tak dobrze, jak mogłyby, ale i tak dobrze pokazują klimat tego miejsca.
Autentyczny Neapol
To, co najbardziej rzuciło mi się tutaj w oczy to to, że w niektórych miejscach wręcz widać biedę. Choć Włochy, przynajmniej w moim odczuciu, jako kraj zachodni, w którym operuje się walutą Euro, wydają mi się bogatsze od Polski, tutaj mogłam na własne oczy zobaczyć, że nie wszędzie tak jest. Są dzielnice, gdzie uliczki pomiędzy kamienicami – choć pięknymi w architekturze, to jednak mocno zaniedbanymi – są wąskie, a światło słoneczne nie dochodzi zupełnie do niższych kondygnacji. A tam też mieszkają ludzie. Nawet na parterze, z wyjściem z pokoi wprost na ulicę, niekoniecznie czystą i pachnącą. Z mieszkańcami, którzy częściowo na tej ulicy żyją, gotują, przesiadują, może w poszukiwaniu oddechu od dusznych, nieprzewiewnych i ciemnych mieszkań. Nie robiłam w tych miejscach zdjęć, bo nie wydawało mi się to właściwe, ale nie powiem – zrobiło to na mnie ogromne wrażenie. Smutne wrażenie. W Polsce nie widziałam nigdy aż tak wielu skupionych w jednym miejscu złych warunków mieszkaniowych.
W ogóle na ulicach miasta widać sporo przesiadujących mieszkańców, i to nie tylko w restauracjach, tylko tak po prostu – gdzieś na murku, gdzieś przy fontannie, na schodach kościoła. Siedzą, jedzą, rozmawiają, śmieją się, słuchają muzyki. Widać, że miasto żyje. Wiele knajpek tutaj jest zupełnie nie-turystycznych. Przesiadują tam miejscowi i widać, że dobrze się czują, nie brakuje im turystów. Nie ma tam typowych dla turystycznych miejscowości pracowników obsługi, nieraz nieco zbyt nachalnie zachęcających do wejścia. No, może oprócz kilku wyjątków w centrum.
Jedzenie
Będąc przy temacie knajpek, nie mogę nie wspomnieć o lokalnych przysmakach i słynnych kulinarnie miejscach. Chyba najsłynniejszym miejscem w Neapolu jest L’Antica Pizzeria da Michele, rozsławiona między innymi dzięki filmowi Jedz, módl się, kochaj, w którym Julia Roberts rozkoszowała się tradycyjną margheritą, podobno najlepszą na świecie. Zresztą tutaj, jak i w wielu innych pizzeriach podają często tylko margheritę i marinarę (bez sera), czyli jedyne słuszne rodzaje pizz. Niestety! Kiedy głodni i z wielkimi oczekiwaniami doszliśmy do tego miejsca, zdziwił nas brak słynnych kolejek, a to dlatego, że miejsce to akurat było w remoncie! Co za straszny pech! Ale nie szkodzi, bo wspaniałych pizz w Neapolu i okolicach jest tak naprawdę mnóstwo (i w dobrych cenach).
Pewnie większość zna pochodzenie nazwy pizzy margherity – historia głosi, że jej nazwa pochodzi od imienia włoskiej królowej Małgorzaty, która podczas pobytu w Neapolu poprosiła o podanie dania, które jadają zwykli mieszkańcy tego regionu i podano jej właśnie pizzę z sosem pomidorowym, mozzarellą i listkiem świeżej bazylii (jak patriotycznie!), pizza bardzo posmakowała królowej i zgodziła się ona, aby użyć jej imienia do nazwania tej jednej z najsłynniejszych potraw na świecie. Królowa Małgorzata to matka Wiktora Emanuela, króla Włoch, którego imię i nazwisko widział na włoskich ulicach chyba każdy, kto choć raz we Włoszech był. Tak, tutaj też go było „pełno”. Włosi chyba muszą go lubić (lub lubili go w przeszłości).
Choć w życiu jadłam wiele pysznych pizz, za tą margheritą z Neapolu bardzo tęsknię. Co za rozkosz dla podniebienia! Idealne, cienkie ciasto z przypalonymi brzegami, wspaniały, aromatyczny sos i dużo mozzarelli a wszystko to dodatkowo polane oliwą….mmm…polecam wybrać się do Neapolu choćby dla tej pizzy 😉
Z innych kulinarnych przyjemności, zauważyliśmy, że lokalsi jedzą często na kolację owoce morza, zwłaszcza mule, a więc i my je zamówiliśmy w restauracji, gdzie wszyscy to jedli 😉 I to był dobry wybór, bo wiem, jak łatwo można się zrazić do takiego jedzenia, jak się źle trafi.
Inne lokalne słynne przysmaki to Limoncello, którego chyba nie muszę przedstawiać. Też zawsze warto spróbować. A często na koniec posiłku dostaje się kieliszek gratis, co by osłodzić płacenie rachunku 🙂
W upalne dni bardzo dobrze wchodzą także popularne tu lody cytrynowe. Ten kwaskowy posmak jest naprawdę orzeźwiający, a nie tak sztuczno-cytrynowy jak nieraz bywa w tanich lodach, na pewno wiecie, co mam na myśli.
Zwiedzanie Neapolu
Zwiedzanie Neapoli można już rozpocząć z samolotu, ponieważ przelatuje się tuż nad miastem i podziwiać można wręcz spektakularne widoki na miasto, port, okoliczne wzniesienia z Wezuwiuszem na czele i morze.
Podczas pobytu w Neapolu mieszkaliśmy w dzielnicy bardziej mieszkaniowej, niż turystycznej i codziennie wieczorem wracając do mieszkania, mogliśmy (oprócz spalania kalorii, bo do przejścia mieliśmy kawałek) podziwiać wieczorne życie miasta, a żyje ono dość intensywnie. Codziennie mogliśmy też przechodzić przez okoliczny targ, który rano tryskał obfitością towarów i ich zapachów (głównie ryb), a wieczorem był składany i przygotowywany na kolejny intensywny dzień.
Dla mnie zwiedzanie właśnie na tym również polega – aby przyjrzeć się po prostu, jak żyje miasto i jego mieszkańcy.
Spacer w kierunku historycznego centrum
Historyczne centrum Neapolu jest naprawdę ogromne i składa się głównie z wąskich uliczek z wysokimi kamienicami – w lepszym lub gorszym stanie. Pomiędzy nimi znajdują się – nieraz dość ukryte – kościoły, pałace, muzea, fontanny, skwery.
Na sam spacer historyczną częścią (nie mówiąc już o wchodzeniu do jakichś konkretnych zabytków) warto sobie zarezerwować co najmniej pół dnia.
Po drodze do centrum mijaliśmy wiele pięknych kościołów, w tym np. Chiesa Parrocchiale di Sant’Anna a Capuana z XVI wieku, położony na placu o tej samej nazwie, który pięknie prezentował się wśród włoskich flag. Bardzo fotogeniczny widok.
Niedaleko, znajduje się Porta Capuana, czyli starożytna brama miejska, przypominająca twierdzę.
Jak to we Włoszech, w mieście nie brakowało również fontann. Moją uwagę zwróciła ta – La Fontana di Spina Corona. Miło widzieć odmianę od wszędobylskich fontann z sikającymi chłopcami. Prawdopodobnie pochodzi ona aż sprzed XV wieku, a jej tematem jest syrena Partenope (ikona Neapolu), która wodą z piersi gasi wybuch wulkanu.
W międzyczasie, pogoda się poprawiła, i jak to po deszczu, zrobiło się bardzo parno. Na szczęście spotkaliśmy po drodze całkiem przyjemny park, a co najważniejsze z punktami poboru wody pitnej. Których jest zresztą w mieście sporo, co jest super, bo nie trzeba kupować wody butelkowanej.
Giardini del Molosiglio położony jest nad wodą, jest tu trochę starych drzew, fontann, częściowo niedziałających, ale też sporo śmieci niestety.
Nieopodal znajduje się najbardziej popularna ulica handlowa w Neapolu czyli Via Toledo, w a właściwie prawie sam jej koniec. Jest to naprawdę duża arteria z wieloma sklepami, dość zatłoczona. Ponieważ nie nastawialiśmy się na zakupy i szkoda nam było czasu, minęliśmy ją i poszliśmy dalej w kierunkach dla nas ciekawszych.
Miasto zamków
Neapol to miasto zamków, jest ich tutaj całkiem sporo. Pierwszy, do którego dotarliśmy to Castel Nuovo – strategicznie usytuowany i górujący nad miastem, jego symbol architektoniczny. Znajduje się w samym sercu miasta – przy dużym placu Piazza Municipio. Wygląda jak prawdziwa dawna warownia i swego czasu nią był, pochodzi z 2 polowy XIII wieku.
Następnie skierowaliśmy się ku nabrzeżu i wybraliśmy się na spacer wzdłuż niego. Okazało się, że to tutaj toczy się życie towarzyskie mieszkańców – tutaj niespiesznie spacerują, przysiadając na murze z widokiem na morze lub przesiadują w kawiarniach i restauracjach. Widać, że to ta elegantsza, bardziej reprezentacyjna część miasta. A już myśleliśmy, że takiej nie znajdziemy, bo do tej pory było ciekawie, ale raczej chaotycznie, głośno, ciasno 😉 Tu można trochę odetchnąć.
Spacerując wzdłuż nabrzeża, z jednej strony można oglądać port z zacumowanymi statkami i łodziami rybackimi, a z drugiej rozciągają się piękne widoki na miasto. W oddali widać górujący nad miastem Wezuwiusz. To z pobliskiego portu (Calata di Beverello) odpływają statki na wyspy Ponza, Capri i Ischia.
Idąc wzdłuż brzegu, doszliśmy do kolejnego zamku, jednego z bardziej znanych. Castel dell’Ovo, czyli Zamek Jajeczny, znajdujący się na wysepce Megaride, tuż obok ścisłego centrum. Nazwa zamku związana jest ze średniowieczną legendą, mówiącą, że po śmierci rzymskiego poety Wergiliusza, jajko „magiczne”, które posiadał zostało umieszczone w fundamentach zamku, aby go wzmocnić. Historia osadnictwa w tym miejscu sięga jeszcze czasów VI wieku p.n.e., natomiast obecny zamek powstał w XV wieku. Zamek połączony jest ze stałym lądem groblą, często wykorzystywaną do robienia sobie na niej zdjęć na tle zamku lub miasta z drugiej strony.
W pobliżu Castel dell’Ovo znajduje się również monumentalna XVII-wieczna fontanna o bardzo trafnej nazwie Fontana del Gigante (czyli Fontanna Olbrzyma).
Dalej kierujemy się powoli ku głównemu placowi miasta. Mijamy Piazza dei Martiri (Plac Męczenników) z Monumento ai Martiri Νapoletani. Pomnik na środku tego placu został postawiony częściowo na miejscu dawniejszej kolumny stojącej już za rządów Burbonów. Przedstawia Cnotę Męczenników i nawiązuje do neapolitańskich patriotów, którzy zginęli podczas rewolucji antyburbonowskich.
Główny plac miejski
Trochę naokoło, ale dochodzimy do głównego i największego placu miasta, czyli ogromnego Piazza del Plebiscito. Plac znajduje się w samym centrum, obok portu. Przy nim znajdują się jedne z ważniejszych obiektów w mieście, czyli Basilica Reale Pontificia San Francesco da Paola – robiący wrażenie kościół, który trochę na kościół nie wygląda, a to dlatego, że został „przerobiony” z innego budynku po różnych zawirowaniach politycznych w XIX w. Budynek wraz z obszerną półokrągłą kolumnadą otacza plac z jednej strony, a sam kościół przypomina trochę Panteon w Rzymie. Plac i kościół, z tego co zauważyliśmy, oprócz bycia jedna z głównych atrakcji turystycznych, jest także miejscem spotkań i odpoczynku, wśród chłodu kolumnad.
Naprzeciwko znajduje się kolejny zamek, a raczej już właściwe pałac – Pałac Królewski w Neapolu. W środku podobno kryje wspaniałe wnętrza i komnaty z bogatym wyposażeniem. Nie wiem, może dowiem się następnym razem 😉 Z zewnątrz jakoś mnie nie zachwycił, prawdę mówiąc wyglądał dla mnie jak jakiś budynek użyteczności publicznej czy urząd. Widziałam wiele piękniejszych pałaców.
Obok placu znajduje się coś, co bardzo przypominało mi jedną z głównych atrakcji turystycznych w Mediolanie. I nie bez powodu. Galeria Umberto I to galeria handlowa i jest architektonicznym łącznikiem Teatru San Carlo, Pałacu Królewskiego oraz Via Toledo. Jak się dowiedziałam, ma dużo wspólnego z naprawdę bardzo podobną Galerią Vittorio Emanuele II w Mediolanie, bo została nią (dość mocno) zainspirowana. Jej nazwa pochodzi od króla Umberto I. Galeria, podobnie jak jej mediolańska siostra, jest naprawdę imponująca. Wrażenie robi zwłaszcza jej zadaszenie, z wielką szklaną kopułą pośrodku. To, co ją jednak odróżnia od tej w Mediolanie, to liczba użytkowników. Tutaj raczej pustki, w sklepach również, natomiast podczas wizyty w Mediolanie, pamiętam, że cały czas przez galerię szło się w tłumie.
Kościół, który szczególnie zapadł mi w pamięć to może dość niepozorny, ale o ciekawej fasadzie Kościół Gesù Nuovo. Kościół został przebudowany z pałacu i z pałacu została właśnie owa ciekawa elewacja, zbudowana z małych piramid z magmy. W związku z nią powstała nawet legenda, według której to nietypowe wykończenie fasady miało przyciągać do budynku dobrą energię, jednak kamienie zostały ułożone nie do końca prawidłowo i w związku z tym stało się wręcz odwrotnie, a na przestrzeni lat budynek dotykały różne nieszczęścia. Nie wiem, ile w tym prawdy, ale jak widać, budynek wciąż stoi, więc chyba nie jest tak źle.
Przy kościele chyba we Włoszech obowiązkowy pomnik – tutaj monumentalna Kolumna Matki Bożej Niepokalanej.
Spektakularne widoki
Na koniec dnia zostawiliśmy sobie najlepsze, czyli wejście na najwyższe wzniesienie w Neapolu z górującym nad miastem kolejnym zamkiem Sant Elmo (a jakże). Jest to XIV-wieczna, zbudowana na planie gwiazdy, twierdza. Jednak nie chodziło nam o sam zamek, a o widok rozciągający się z jego wzgórza. Nawet sama droga pod górę i z powrotem w dół była bardzo malownicza. Polecam przejście przez Pedamentina a San Martino i dalej Belvedere San Martino. Widoki naprawdę zapierają dech w piersiach. Po drodze mijamy przepiękne stare schody, mamy widoki na okoliczne domy, wille umiejscowione na zboczach wraz z ich pięknymi ogrodami. U podnóża zaś całe miasto. Dalej morze i znów – górujący nad zatoką groźny Wezuwiusz.
Na zamkowym wzgórzu zastała nas złota godzina, która wydobyła z miasta i krajobrazu najpiękniejsze kolory. Na dodatek trochę wcześniej pokropiło, dzięki czemu utworzyła się bajkowa wręcz tęcza. I tym widokiem zakończyliśmy zwiedzanie Neapolu tego dnia.
Kolejne dni przeznaczyliśmy już na inne atrakcje. Ale o tym będzie już w następnym wpisie.
Dzisiaj chciałabym Wam polecić jeszcze jedno miejsce w samym Neapolu. Tym razem coś dla miłośników błogiego wypoczynku.
Plażowanie w Neapolu
Okolice Neapolu to nie tylko fantastyczne zabytki, ale też wspaniałe miejsce do plażowania. Woda jest czysta, ciepła, a widoki wspaniałe, bo z powodu ułożenia zatoki, oprócz morza zawsze widać „coś jeszcze”. Jednak warto pamiętać, że większość plaż jest płatna. Ma to też swoje zalety, bo dzięki temu też maja one swoje zaplecza – z łazienkami, miejscami do przebrania się oraz dostaje się swoje miejsce – z leżakiem, parasolką. Jest to faktycznie wygodne. Po krótkim reaserchu zdecydowaliśmy się na najbliższą plażę – czyli plażę w samym Neapolu – Bagno Elena. Ponieważ teraz kojarzę już to miejsce, widzę, że często Neapol „reklamuje” się tym charakterystycznym widokiem na stary, piękny budynek w tle plaży. I nie dziwię się, ponieważ faktycznie takie usytuowanie plaży robi wrażenie. Nie jest to duże miejsce, ale jak na plażę praktycznie w środku miasta, wystarczające.
Na kąpielisku Elena spędziliśmy cały dzień, odpoczywając po intensywnym zwiedzaniu. Miło było w upalny dzień zanurzyć się w wodzie o idealnej temperaturze, a potem poczytać książkę na leżaku, czekając aż wszystkie pojedyncze krople powoli powysychają. Nie wiem, jak to się dzieje, że w Polsce, choćbym opalała się przez dwa tygodnie, moja skóra wciąż pozostanie blada, jednak tutaj wystarczyło kilka dni, żeby nabrała złotawego odcienia 😉
Następnego dnia rano czekał już nas lot powrotny do Krakowa i jeszcze ostatnie widoki na miasto z samolotu. Och, jak tęsknię za tym widokiem!
To wszystko na dzisiaj. Jak zapowiedziałam, druga część tego wpisu pojawi się za tydzień, a w nim trzy fantastyczne miejsca poza Neapolem, które odwiedziliśmy – wulkan Wezuwiusz, antyczne miast Pompeje i Herkulanum oraz wyspa Ischia. Zapraszam do śledzenia!
PS. Ciekawostka dla fanów kina – Neapol i okolice to miejsce kręcenia wielu słynnych filmów i seriali. Oprócz Jedz, módl się, kochaj kręcono tu między innymi Zapach kobiety, Utalentowany pan Ripley, Krucjaty Bourne’a, serial Gomorra oraz oczywiście Pomepeje (który zresztą obejrzałam jeszcze w Neapolu, po zwiedzeniu Pompei).
One thought on “Neapol i okolice – co warto zobaczyć / cz. 1”