Przeglądnięte przez
Tag: diy wnętrza

Drewniane półki w łazience – DIY

Drewniane półki w łazience – DIY

Co jakiś czas mam ochotę na małą zmianę w mieszkaniu. Czasami coś wymieniam, czasami dokupuję, czasami przerabiam. Od jakiegoś czasu marzyły mi się otwarte półki w łazience w narożniku obok lustra, ciężko było jednak znaleźć gotowe o idealnej głębokości (dokładnie na głębokość płytki obok lustra, jak na zdjęciu poniżej). Tak więc zostało nam wykonanie ich samodzielnie. Zaletą tego rozwiązania jest z pewnością to, że półki są dokładnie takie, jak sobie wymarzyłam – drewniane, w naturalnym wykończeniu, o wymiarach idealnie dopasowanych do mojej łazienki oraz na odpowiadających mi wspornikach. Jeśli chodzi o koszt – myślę, że jest porównywalny z gotowymi półkami.
Poniżej znajdziecie dokładny opis tego prostego w wykonaniu – jak to się mówi – DIY wraz ze zdjęciami kolejnych etapów. Mam nadzieję, że okaże się to dla Was pomocne. Zapraszam!

[expand title=”Czytaj dalej…” trigpos=”below” swaptitle=”Zwiń”]

Do wykonania półek potrzebowaliśmy przede wszystkim odpowiednich desek. Kupiliśmy je i docięliśmy na odpowiedni wymiar w jednym z marketów budowlanych oferujących tę usługę. Oszczędziło nam to niskim kosztem (samo cięcie kosztowało 4 zł) części pracy, a docięcie profesjonalnym sprzętem dało nam pewność, że przyszłe półki będą identycznych rozmiarów i wszystkie ich kąty będą proste.

Pierwszym etapem pracy było wyszlifowanie wszystkich krawędzi półki. Użyliśmy do tego korkowej kostki oraz papieru ściernego o grubości 220 – deski były fabrycznie dość ładnie wyszlifowane, więc od razu można było szlifować drobnoziarnistym papierem. W przeciwnym razie, zaczęlibyśmy od papieru o grubszych ziarnach i stopniowo dochodzili do coraz gładszych (im większa liczba, tym drobniejszy papier i tym gładsza będzie po szlifowaniu deska). Z perspektywy mogę doradzić, że ten etap pracy znacząco przyspiesza i uprzyjemnia narzędzie takie jak szlifierka oscylacyjna, ale to sprzęt, który nie każdemu jest potrzebny na co dzień w domu, a ręcznie jesteśmy w stanie uzyskać taki sam efekt (niestety, wkładając w pracę wielokrotnie więcej wysiłku i czasu).

Następnie, na wyszlifowanych deskach odmierzyliśmy i zaznaczyliśmy punkty, w których mieliśmy wiercić otwory na wkręty. Otwory są potrzebne, żeby wkręty nie rozszczepiły półki podczas przykręcania podpór. Ponieważ każda podpora półki jest trochę inna (minimalne różnice powstaną nawet na najdoskonalszej linii produkcyjnej), warto do każdej półki „przypisać” konkretne podpory i wyznaczać punkty na otwory indywidualnie. My zapisaliśmy numery na półkach (w miejscach, które zakryją odpowiadające im podpory) oraz na podporach, dzięki czemu łatwo było później odnaleźć pary.

Dokładne położenie otworów ustaliliśmy, kładąc na płaskim blacie deskę do góry spodem i dosuwając ją do ściany. Następnie ukłożyliśmy na desce podporę tak, żeby płasko i pewnie leżała na półce, jednocześnie dotykając w miarę możliwości ściśle do ściany i zaznaczyliśmy otwory przy pomocy ołówka. Znowu, zależnie od jakości wykonania podpór, z przyleganiem do ściany może być nieidealnie, ale nie trzeba się tym bardzo przejmować. Jeżeli dobrze przylega do deski, później wkręty powinny ją „dociągnąć” do ściany.

Mając już zaznaczone miejsca na otwory, mogliśmy przystąpić do wiercenia. Użyliśmy małego wiertła do drewna (oczywiście odpowiednio mniejszej średnicy niż wkręt), bardzo uważając, żeby nie przewiercić półki na wylot. My, żeby tego uniknąć, użyliśmy kawałka taśmy naklejonego wokół wiertła, dzięki czemu wiadomo, jak głęboko można wiercić. Na pewno lepiej trochę za płytko, niż trochę za głęboko.

Mając wywiercone otwory, mogliśmy przystąpić do konserwowania półek. Ponieważ w naszym wypadku miały to być półki łazienkowe, etap ten był szczególnie ważny. Ciągłe działanie wilgoci na niezakonserwowane deski może powodować, że zaczną się przebarwiać albo pleśnieć. Ponieważ po konserwowaniu stolika zostało nam wciąż sporo oleju do blatów, właśnie ten środek postanowiliśmy zastosować. Poprzednio sprawdził się dobrze i nawet z perspektywy czasu, nie mamy z zakonserwowanym nim blatem żadnych problemów (nie chłonie wody ani plam np. z wina).

Zaczęliśmy od dokładnego oczyszczenia desek z pyłu. Następnie, przy użyciu bawełnianej szmatki, równomiernie, cienką warstwą, rozprowadziliśmy olej po całej powierzchni deski. Najlepiej, jeśli cała deska, ze wszystkich stron będzie naolejowana jednocześnie – unikniemy zacieków i różnic w odcieniu. Zrobiliśmy to, wkręcając do połowy wkręt w wywiercony wcześniej otwór i podwieszając za niego deskę – mokra deska na niczym nie leżała, więc olej równomiernie wchłonął się i wysechł. Szczególną uwagę przy olejowaniu należy zwrócić na krawędzie boczne – tam, gdzie widoczne są słoje. Te powierzchnie są wyjątkowo chłonne i możliwe, że trzeba tam będzie dla solidnej konserwacji nałożyć więcej oleju.

Po wyschnięciu (czas zgodny z instrukcją na opakowaniu) deskę ponownie oszlifowaliśmy jak najdrobniejszym papierem ściernym, żeby usunąć luźne włókna drewna, które podnoszą się podczas schnięcia. Po ponownym oczyszczeniu warto wykonać test wodoodporności półki – upuszczamy na deskę kroplę wody i obserwujemy, czy ją moczy, kiedy się po niej przesuwa. Jeśli tak, należy powtórzyć olejowanie i szlifowanie – z dobrze zakonserwowanej deski krople powinny się zsuwać, nie zostawiając praktycznie śladu.

Kiedy byliśmy już zadowoleni z efektu impregnacji, przystąpiliśmy do montażu podpór do półek. Jedyna uwaga – wkręty muszą być co najmniej kilka milimetrów krótsze, niż grubość deski i podpory, żeby uniknąć przebicia lub wybrzuszeń na powierzchni półki.

Następnie, półki z przykręconymi podporami ustawiliśmy już w docelowym miejscu i przy pomocy poziomicy… wypoziomowaliśmy 🙂 Ołówkiem zaznaczyliśmy punkty, w których będziemy wiercić. Ponieważ nam przyszło wiercić w płytkach, dla pewności użyliśmy do ich przewiercenia wiertła do szkła. Przy miękkich płytkach pewnie na sucho uszło by nam użycie tańszego wiertła do metalu, ale potencjalna wymiana pękniętych płytek skłoniła nas jednak do zainwestowania w pewniejsze rozwiązanie. Wiertłem do szkła przewierciliśmy się wyłącznie przez płytki, nie nadaje się ono do wiercenia w murze. Jeśli to możliwe, staraliśmy się wiercić albo w fudze, albo z dala od krawędzi płytki – znów zmniejszamy szansę, że płytka pęknie. Płytkę przewiercamy koniecznie BEZ udaru. Taśma malarska widoczna na zdjęciach zmniejszyła szczerbienie się płytek oraz ogranicza brudzenie ściany. Kiedy wszystkie płytki mieliśmy już przewiercone, założyliśmy wiertło do betonu i kontynuowaliśmy pracę. Jeśli potrzebujemy wywiercić duży otwór (np. 8, 10 mm) warto zacząć od małego wiertła i stopniowo rozwiercać otwór – dużo łatwiej i bezpieczniej niż od razu ruszać z docelową średnicą. Znów zastosowaliśmy trik z naklejeniem taśmy klejącej na wiertło, żeby nie wiercić za głęboko. Najlepiej wiercić minimalnie głębiej niż długość koszulki rozporowej, którą planujemy użyć – łatwo to odmierzyć na wiertle.

Średnica i głębokość otworu, jakiego potrzebowaliśmy w ścianie wywiercić oraz rodzaj koszulki (zwanej też „kołkiem”) były podyktowane tym, jak bardzo obciążona ma być półka, w jakiej ścianie będziemy wiercić (beton, cegła, GK itp.) i na ilu wkrętach będzie powieszona. Najlepiej dopytać w sklepie o swój konkretny przypadek lub poszukać w internecie tabeli, jeśli nie ma się w tym doświadczenia.

Wiercenie przebiegło pomyślnie więc w otworach umieściliśmy koszulki (delikatnie można sobie pomóc młotkiem), oczyściliśmy ścianę z pyłu i przykręciliśmy półki.

Dzięki temu małemu przedsięwzięciu zyskaliśmy, wbrew pozorom, dość dużą nowa powierzchnię do przechowywania. Wykorzystaliśmy ją na ozdobne pudełeczka na płatki kosmetyczne i małe flakoniki szklane – z olejkami, hydrolatami, perfumami. Całości dopełniają trzy, niestety sztuczne, sukulenty z Ikea, ponieważ łazienka nie ma dostępu światła słonecznego. Półki, jak na razie, sprawdzają się bardzo dobrze. Obawialiśmy się nieco zastosowania drewna w łazience, gdzie jest tam przecież dużo wilgoci, ale do tej pory nie zaobserwowaliśmy żadnych negatywnych zmian.

Polecam Wam takie proste i szybkie DIY, zwłaszcza, jeśli wśród „gotowego” asortymentu nie możecie znaleźć dokładnie tego, czego szukacie. Po co iść na kompromisy, skoro można szybko i niskim kosztem mieć idealnie to, co się chce? No właśnie 🙂 Ja z półeczek jestem bardzo zadowolona, ciepły odcień drewna ładnie ociepla biało-czarną łazienkę, a ja mam miejsce na wyeksponowanie ozdobnych flakoników, do których mam słabość 😉

A jakie DIY Wy ostatnio wykonywaliście? Podzielcie się pomysłami w komentarzach. Pozdrawiam!

Poniżej linki do innych domowych małych projektów:
Jak odnowić drzwi wejściowe?
Jak zrobić stoliczki z plastra drewna?
Na co zwracać uwagę przy kupnie lamp vintage?

[/expand]

Jak odnowić drzwi wejściowe?

Jak odnowić drzwi wejściowe?

Dzień dobry! Jak Wam minęła wiosna i początek lata? Dla mnie ten okres to zawsze powrót energii po zimowej stagnacji oraz plany – podróżowo-wycieczkowe oraz aranżacyjne. Jeśli wciąż czekacie na upragniony urlop, ten czas możecie wykorzystać właśnie na zmiany we wnętrzach.

Jedną z takich zmian, które kompletnie odmieniły wygląd mojego przedpokoju było odmalowanie drzwi zewnętrznych, oczywiście od strony mieszkania. Z tego, co wiem wielu właścicieli mieszkań – zarówno starych jak i nowych boryka się z problemem brzydkich drzwi zewnętrznych lub zupełnie niepasujących do ich koncepcji wnętrza – np. często są to drzwi w okleinie drewnopodobnej ciemnobrązowej, który to kolor niekoniecznie pasuje do aktualnie modnych, jasnych wnętrz. Nie zawsze jest możliwość wymiany takich drzwi – czy to ze względów finansowych czy aby nowe drzwi nie wyróżniały się na klatce schodowej wśród innych takich samych. Ja również miałam ten problem, dodatkowo, przy jakimś remoncie wykonawcy uszkodzili okleinę drzwi od wewnątrz i zostały brzydkie ubytki odsłaniające metalową konstrukcję. Nie mogłam na to patrzeć ale jednocześnie nie wiedziałam jak to zmienić. Myślałam nad wymianą okleiny, ale nie wiedziałam, czy uda mi się ją ładnie odkleić i przykleić nową, zwłaszcza w tych trudnych miejscach typu zamek, zagięcie przy futrynie. Ktoś podpowiedział mi, że można ją pomalować ale znowuż powstały pytania – jaką farbą, czy zdzierać okleinę, czy zmatowić ją przed malowaniem, jak zniwelować dziurę, która po pomalowaniu okleiny i tak byłaby widoczna? Jeśli również mierzycie się z takim czy podobnym problemem lub chcecie po prostu odświeżyć swoje drzwi, zapraszam do wpisu, w którym po kolei wyjaśnię, jak ja odnowiłam swoje, pokażę efekt końcowy, dam znać jak się sprawdza po roku użytkowania oraz zaproponuję kilka innych ciekawych rozwiązań na metamorfozę drzwi, niekoniecznie zewnętrznych.

[expand title=”Czytaj dalej…” trigpos=”below” swaptitle=”Zwiń”]

Po remoncie przedpokoju, elementem, który negatywnie odznaczał się na tle reszty były drzwi wejściowe do mieszkania. Mimo obaw, czy nam się to uda, postanowiliśmy je pomalować.
Zanim zabraliśmy się do malowania, trzeba było najpierw drzwi przygotować. Miejsca, gdzie okleina była uszkodzona, dokładnie oczyściliśmy z resztek kleju (przy użyciu rozpuszczalnika) kawałków luźnej okleiny wokół ubytków oraz zmatowiliśmy lekko drobnym papierem ściernym (jak zresztą całą powierzchnię przeznaczoną do malowania). Przed dalszą pracą drzwi trzeba było jeszcze oczyścić z pyłu i brudu. Ubytki w okleinie, nawet pomalowane wieloma warstwami farby, z pewnością byłyby widoczne, ponieważ jest ona względnie gruba. W związku z tym, trzeba je było uzupełnić. Zrobiliśmy to, używając szpachli meblowej (którą doradził nam pan w sklepie budowlanym), nałożonej szpachelką. Po wyschnięciu szpachli, znowu trzeba ją było zeszlifować papierem ściernym lub siatką do szpachli, żeby łączenie między szpachlą a okleiną było jak najmniej widoczne. Po ponownym oczyszczeniu z pyłu po szlifowaniu, można było zabierać się do malowania.
Farba, jakiej użyliśmy, to zwykła farba akrylowa. Można zamiast niej użyć farby olejnej, ale jest ona trudniejsza w użyciu, dłużej schnie, nieprzyjemnie pachnie i w razie przypadkowego ubrudzenia czegokolwiek, trudniej ją zmyć. Jest za to trwalsza, ale w przypadku drzwi, nie spodziewamy się, aby trwałość farby była szczególnie testowana przy normalnym użytkowaniu.
Farbę nałożyliśmy wałkiem gąbkowym, aby nie dodawać faktury, którą mogłyby zostawić włosy pędzla. Aby pokryć równomiernie drzwi kolorem, trzeba było dwóch warstw (oczywiście farba musi wyschnąć między aplikacjami), ale w przypadku jasnego koloru, bądź generalnie przy malowaniu kontrastującego z barwą farby podłoża, możliwe, że trzeba będzie więcej warstw. Generalnie, malujemy, aż efekt nas zadowoli, mając na uwadze, że każda kolejna warstwa zmniejsza widoczność faktury (którą chcieliśmy pozostawić).
Oczywiście przed malowaniem warto odkręcić elementy takie jak klamka, osłona wizjera itp. oraz okleić taśmą malarską ramę drzwi, zawiasy i wszystkie sąsiadujące elementy, których nie chcemy ubrudzić.
Po pomalowaniu, ta część przedpokoju zmieniła zupełnie charakter. Drzwi, które wcześniej szpeciły, teraz stały się ozdobą. Idealnie wkomponowały się w to wnętrze, odcinając się od białych ścian z granatową lamperią. Ich kolor pasuje do innych elementów przedpokoju – siedziska, lamp sufitowych, czarnych elementów wieszaka vintage – razem tworząc spójną całość. Ja jestem z nich bardzo zadowolona. Zdjęcia, które widzicie, są zrobione po roku użytkowania. Jak widać, nie ma żadnych odprysków czy ubytków w farbie. Tak więc bardzo Wam polecam to rozwiązanie do odnowienia drzwi, zwłaszcza zewnętrznych, których wymiana jest problematyczna.

Znalezione stare zdjęcie drzwi (i przedpokoju) przed metamorfozą. Niestety nie widać na nim zbyt dokładnie drzwi, tego, w jakim były stanie i nieszczęsnej dziury w okleinie.

A tutaj już efekt po. Jest różnica, prawda?

Widoczna tekstura okleiny pod farbą.

Osłona wizjera również została pomalowana na czarno.

Tutaj fragment drzwi z zaszpachlowaną dziurą w okleinie. W tym miejscu nie ma widocznej tekstury, ale na czarnych, matowych drzwiach zupełnie tego nie widać.

A poniżej kilka innych, ciekawych pomysłów na odnowienie starych lub brzydkich drzwi:

1. Przyklejenie lustra na całą powierzchnię lub część. Przyklejenie lustra na całą powierzchnię drzwi z wycięciem na zamek, klamkę i inne wystające elementy jest dość trudne, ale za to bardzo efektowne. W dodatku zyskujecie ogromną powierzchnię, w której można się zobaczyć w całości oraz powiększacie i rozświetlacie optycznie przestrzeń często właśnie ciemnego i małego przedpokoju. Tak jak tutaj i tutaj.

2. Za pomocą drewnianych listw ozdobnych można zupełnie zmienić charakter drzwi, tworząc panele i uzyskując bardziej elegancki efekt. Tak jak tutaj – link

3. Innym sposobem na zmianę wyglądu drzwi jest przyklejenie tapety. Może to być tapeta ścienna przeznaczona do malowania albo jeśli zależy Wam na bardziej spektakularnym efekcie tapeta kolorowa a nawet fototapeta. Tutaj inspiracja.

4. Jeśli chcecie uzyskać efekt w stylu modnego teraz boho, możecie wyodrębnić np. za pomocą listew panel lub panele na drzwiach i wypełnić je, przyklejając jutę lub korek.

5. W kuchni, gabinecie czy pokoju dziecka świetnie sprawdzi się pomalowanie drzwi farbą tablicową, dzięki czemu zyskacie dodatkową powierzchnię do zapisywania genialnych pomysłów, list zakupów czy tworzenia dzieł sztuki. Tylko trzeba uważać, aby podczas tworzenia nie dostać drzwiami 😉 Inspiracja dla metamorfozy tutaj.

Jak Wam się podoba moja metamorfoza? Musze przyznać, że nieco obawiałam się tego czarnego kolory na drzwiach, ale ostatecznie jestem bardzo zadowolona. Teraz drzwi pasują do mojego wnętrza, dziura jest praktycznie niewidoczna i nie szpeci a po roku użytkowania nie widać żadnych odprysków czy innych śladów zniszczenia powierzchni.
Czy wykonywaliście kiedyś taka metamorfozę? Jeśli tak to w jaki sposób?

[/expand]